czwartek, 5 lipca 2012

Uplynelo sporo czasu, od mojego ostatniego wpisu, ale niestety orza mna w pracy jak malym traktorkiem, a w domu jakos mi sie nieklei.

No ale, ad rem. Czy zdarzylo Wam sie byc nazwana nadopiekuncza? Bo mi tak. Nigdy nie postrzegalam siebie, jako nadopiekunczej matki, wrecz przeciwnie. Moja mama, zawsze mi powtarzala, ze jestesmy zbytnimi lekkoduchami, jesli chodzi o wychowanie Mili. Ze nie mamy rytualow, ktore tak bardzo sa dziecku potrzebne i ze wszystko jest u nas na warjackich papierach. Nie mniej, bylismy ostatnio w towarzystwie i poprosilam Mile, zeby nie wchodzila na stol, bo po pierwsze to nieladnie a po drugie to niebezpieczne. Na co jedna z osob ktore to widzialy, skomentowala ze musze "wyluzowac", bo sie nabawie nerwicy, zanim Mila dorosnie. I wiecie co? Zwisa mi to. Po pierwsze, osoba ktora komentowala nie ma wlasnych dzieci. Po drugie, to bylo przyjecie, tata Mili mial za soba przyslowiowe dwa drinki a ja bylam "ta trzezwa", z tym ze jesli Mila spadla by z tego stolu, zlamala reke, uderzyla by sie w glowe i miala wstrzas mozgu albo nie daj Boze stalo by sie cos gorszego, to ja bylabym ta winna. Bo nie przypilnowalam a co gorsza nawet nie mialby nas kto zawiezc do szpitala. Wiec nie obchodzi mnie tak naprawde, co sobie jedna z druga BEZDZIETNA osoba mysli, ale najlatwiej wyglaszac komentarze na tematy ktore nas nie dotycza. Powiedzialam jej ze to moje dziecko i ja wiem najlepiej co jest dal niego dobre i ze jak bedzie miala swoje, to bedzie sobie robic jak jej sie podoba. Ciekawe czy jakby to bylo jej dziecko, to czy tez bylaby taka obojetna?