piątek, 17 sierpnia 2012

Bo zabraklo...

- Mila! Dlaczego pomalowalas stolik na zolto?! - zdenerowala sie mama.
- Nie ma niebieskiej kredki... - Odpowiedziala Mila.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Swiat w oczach Mili

Zostalismy zaproszeni do resteuracji z okazji rocznicy slubu. Bylismy tam juz kilka razy, swietne miejsce, mila obsluga (w tym kilku Polakow), smaczne jedzenie. Mila rozsiadla sie w krzeselku i zaczela sie rozgladac. W pewnym momencie wlepila wzrok w sufit. Podazajac za jej wzrokiem zobaczylam "disco balls", ktorym zrobilam zdjecie.



- Co  tam widzisz Miluniu? - Zapytalam.
- Slonce i planety! - Odpowiedziala moja dwuletnia coreczka.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Dziecko w samolocie

Pomyslalam sobie, ze napisze, bo moze akurat sie komus kiedys przyda.
Latalysmy z Mila do Polski juz 4 razy. W sumie, to 8 lotow samolotem, wiec mam pewne doswiadczenie w tej materii ;)

Gdy lecialysmy po raz pierwszy, Mila miala niecale 3 miesiace. Pomimo moich obaw, napedzanych rowniez obawami mojej mamy (No bo jak to, takie maniunie dzieciatko, ciagnac samolotem!) Pierwszy lot przebiegl bez wiekszych przygod. Poniewaz dziecko bylo male, moglam ja spokojnie nosic w nosidelku (chuscie jak ktos woli), nie bralam wozka, bo w Polsce mialam po bratannicy. Nie mniej, jesli ktos chce zabrac wozek, to tez nie ma problemu. Zazwyczaj wozkiem mozna dojechac az pod samo wejscie do samolotu i po zlozeniu oddaje sie go Panu z obslugi lotniska i odbiera po wyjsciu z samolotu w specjalnie wyznaczonym miejscu, badz z bagazem. Nawiasem mowiac tym samym lotem leciala inna swiezo upieczona mama, ktorej dziecko mialo hmmm 5 tygodni? 6? Nie chce sklamac, ale bylo mlodsze od Mili.
Powiem szczerze, ze ten pierwszy lot wspominam najmilej. Bardzo sie balam i denerwowalam, jak to bedzie. Poza tym lecialam sama, wiec martwilam sie, ze nie dam rady. Ale trzeba przyznac, ze im dziecko mniejsze, tymbardziej wszyscy sklonni do pomocy ;)

Pozniej latalysmy gdy miala 11 miesiecy, 15 miesiecy i 23 miesiace. Teraz wybieramy sie we wrzesniu i Mila nie moze sie doczekac. Ciagle mnie pyta: Polecimy do Babci i Dziadzia? Do Polski? Samolotem? We wrzesniu? Bedziemy budowac z klockow z Babcia?

A teraz kilka slow o tym, jak sobie radzic z obsluga dziecka w podrozy.
Jesli chodzi o przewijanie, to jest to najmniejszy pikus. Na lotniskach znajduja sie odpowiednie przybytki, gdzie mozemy mlodziez przepieluszyc.
Karmienie tez jeszcze nigdy nie sprawilo klopotu. Zazwyczaj jesli wspomnimy milym paniom/panom kontrolujacym bagaz podreczny ze mamy mlodziez, ktora sie opiekujemy i powiemy ze zaraz zbliza sie pora karmienia, to bez problemu przepuszcza sloiczki (kupne, nie wiem jak z domowymi), jogurty, serki czy wode w butelce dzieciecej - niezbedna do rozmnieszania kaszki.
Niektore lotniska maja zorganizowane place zabaw dla dzieci, ktore skutecznie zajmuja uwage dziecka miedzy odprawa a lotem, ale jak wiadomo: przezorny zawsze przygotowany. I takie tam ;) Dobrze miec jakas nowa badz dawno nie uzywana zabawke/ksiazeczke/gazetke cos czym mozna delikwenta/delikwentke zajac na pare godzin.

Wazne: jesli dziecko jest w wieku, w ktorym karmimy je piersia/butelka, dobrze postarac sie je przetrzymac do startu/ladowania. Ssanie zmniejsza bol uszu spowodowany zmianami cisnienia w kabinie. Inaczej dobrze miec smoczek, badz butelke z woda.
Wazne 2: Jesli mamy inne niz dziecko nazwisko, musimy pamietac o akcie urodzenia dziecka. Inaczej mozemy miec problemy z wwiezieniem/wywiezieniem dziecka z kraju. Zdarzylo mi sie ze wymagano ode mnie tegoz dokumentu.
Wazne 3: Wiekszosc linii lotniczych kieruje sie zasada, ze dzieci do 2 lat siedza na kolanach u rodzicow, przy czym placi sie mniej za przelot. Z jednej strony jest to wygodne finansowo - zwlaszcza ze czasem mozna sie zalapac na wolna miejscowke. Z drugiej strony, trzymanie dwulatka na kolanach przez kilka godzin lotu moze byc traumatycznym przezyciem dla obydwu stron.
Jesli ktos ma jeszcze jakies pytania: polecam sie :)

czwartek, 9 sierpnia 2012

Przelamujac... sie.

Z troche innej beczki. Pisalam prawie rok temu, ze zaczelam chodzic na lekcje jazdy samochodem. Bylam na dwoch. Pierwsza byla super. Niedziela rano, sloneczko swieci, ulice puste, zero stresu, radosc z bycia za kierownica. Lekcja druga. Czwartek po poludniu, ulewny deszcz, ciemna noc (listopad), szalony ruch na ulicach, trabiacy i wyprzedzajacy kierowcy. Na zakonczenie instruktor, ktory powiedzial ze spodziewal sie po mnie wiecej. Nie obchodzilo go to, ze nigdy wczesniej nie jezdzilam po ciemku, ani w deszczu. Trzeciej lekcji nie bylo.
Do Maja (a moze kwietnia?). Wzielam sie w garsc, znalazlam nowego instruktora. Wspanialego, cierpliwego czlowieka, ktory nie dosc ze bral mniej za lekcje, to jeszcze potrafil wydobyc ze mnie jako kierowcy, to co najlepsze. Wspanialy pedagog kierownicy. W ubiegly piatek sama przywiozlam Mile od niani. No dobrze, maz siedzial kolo mnie, ale ja prowadzilam, ja zmienialam biegi, ja kierowalam.
Jestem z siebie szalenie dumna, ze sie nie poddalam. I tego chcialabym nauczyc Mile.

wtorek, 7 sierpnia 2012

W ramach bycia dobra Mama...

... pojechalam sama na wakacje. Pojechalam na 5 dni odwiedzic kolezanke ktora pracuje jako konsul w Hiszpanii. Poznalysmy sie 100 lat temu przez internet, gdy jeszcze bylysmy nastolatkami. Od tamtej pory utrzymujemy kontakt. Byla u mnie na weselu, w Polsce, w zeszlym roku, a w tym roku ja odwiedzilam ja. Pojechalysmy razem na 3 dni na festival rockowy w Bilbao i bylo niesamowicie :) Ah ten Snow Patrol, poczulam sie prawie jak licealistka XD
W miedzyczasie dziadkowie zajeli sie Mila, wiec maz tez mogl sie troche pobyczyc i grac z kolegami w te ich dziwne gry planszowe przez caly weekend. Dla niego 37 stopni to za cieplo, dla mnie - optymalnie :D
Pomimo ze tesknilam za mala, to ciesze sie ze udalo mi sie wyjechac. Nie bylam na prawdziwych wakacjach od 10 lat. Bylam zmeczona i wyczerpana. Wrocilam wiec pelna sil witalnych i nowej energii. Jesli tylko mozliwosci pozwola - polecam kazdemu.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Dwujezycznosc

O dwujezycznosci slow kilka. Zeby nie bylo watpliwosc, wpis nie ma charakteru naukowego, bo bedzie to o dwujezycznosci mojego dziecka i moich doswiadczeniach w tym temacie :D Mila z cala pewnoscia jest juz dwujezyczna. Potrafi sie komunikowac po polsku i po angielsku. Potrafi powiedziec o swoich potrzebach, potrafi prowadzic bardzo podstawowe konwersacje. Powiem szczerze, ze nieustannie podziwiam jej zasob slow, ktory stale wzrasta. Wiem, ze jest wielu ludzi, ktorzy swiecie wierza w to, ze telewizja oglupia. W naszym przypadku - jest odwrotnie. Poniewaz pracuje na pelen etat, nie mam czasu rozmawiac z Mila tyle, ile powinnam. Ale poniewaz mamy dostep do filmow animowanych w jezyku polskim, bardzo pomaga jej to rozwinac slownictwo. Czasem wyskoczy z czyms calkiem z kosmosu i zastanawiam sie "Skad ona to wie?!". Poza tym, nigdzy nie mowilam do niej po angielsku. Chyba ze przez pomylke, bo jednak jest to jezyk, ktorego uzywam teraz czesciej, niz polskiego. Mowie do niej po polsku zawsze, niezaleznie od tego kto inny jest w naszym towarzystwie i lamiac wszelkie zasady dobrego wychowania ;). Doroslym jest mi latwiej wytlumaczyc, ze to po to, aby nawiazala sie miedzy nami wiez jezykowa, niz wytlumaczyc Mili, ze gdy jest Babcia w pokoju to mowimy po angielsku, a z Mamusia to tylko po polsku.
Fajna sprawa jest to, ze sama rozroznia kiedy ma uzywac ktorego jezyka. Do osob anglojezycznych mowi po angielsku, do Polakow po polsku. Kilka dni temu byl u nas kolega meza. Z nim i z tatusiem rozmawiala po angielsku, a pozniej nagle chciala mnie o cos zapytac. Zapytala po polsku.
A poniewaz oglada program "Maniek Zlota Raczka" zna rowniez kilka slow po hiszpansku ;)
Przypominaja mi sie tu czasy dawne, kiedy Mila miala moze 2 miesiace i kiedy to moja tesciowa byla jeszcze obrzydliwa zmira (moj wlasny slowotwor powstaly z polaczenia zmiji i zdziry (c) :p) A moze to byla wina moich szalejacych hormonow. Badz jej. W kazdym razie gdy slyszala ze mowie do Mili po polsku, powiedziala do Mili:
- Mila, powiedz mamusi niech nie mowi do Ciebie po polsku, bo bedziesz wolniejsza umyslowo niz inne dzieci i nie dasz sobie rady w szkole.
Ostentacyjnie zabralam dziecko i powiedzialam ze da rade, a jak nie, to ja posle do szkoly w Polsce.
Oczywiscie bylo mi przykro i mialam do tesciowej duzo zalu, przez bardzo dlugi czas. Bo to dobra kobieta jest, tylko nie zawsze mysli nad tym co mowi. Ale tacy ludzie tez sa potrzebni na swiecie. Zeby cwiczyc nasza cierpliwosc ;)
W kazdym badz razie, prawie 2 lata pozniej, tesciowa odwozila Mile po wspolnie spedzonym weekendzie.
- A wiesz jak ona dobrze mowi?! - Zapytala. 
- Wiem. - Odpowiedzialam, starajac sie nie puchnac z dumy jeszcze bardziej, inaczej nie zmiescilabym sie w drzwi.
- Mowi lepiej niz niektore starsze dzieci!
- Wiem.
- I tak chetnie powtarza wszystkie wyrazy!
- Wiem - odpowiedzialam po raz kolejny. - A wiesz dlaczego?
- Dlaczego?
- Bo jest DWUJEZYCZNA!
Tesciowa powiedziala ze musi juz jechac :p

Drobny druczek: jak napewno wszystkie czytajace mamy wiedza, kazde dziecko rozwija sie we wlasnym tempie. To nie wyscig. Nie mniej, ja tam jestem szalenie zadowolona z dotychczasowych wynikow :)