poniedziałek, 31 października 2011

Brum Brum...

W dniu wczorajszym zadzwonila do mnie kolezanka i rzucila haslo: Jedziemy na zakupy, chcecie zabrac sie z nami? Mlodziez mialam akurat ubrana, nakarmiona i przewninieta, szalejaca po salonie w zwiazku z czym pomyslalam: Czemu nie? Samochod chetny zabrac mnie i Miluske Maluske na raz, trafia sie rzadko - zwlaszcza nieodplatnie i w czynie spolecznym ;) Tak wiec umiescilam mlodziez w kojcu wsrod zabawek, oznajmilam ze zaraz pojedziemy autem "Brum, Brum..." i poszlam sie ubrac na gore. Ubieram sie wiec ja, ubieram i slysze jak Mila powtarza z dolu "Brum Brum!". "Brum, Brum!" staje sie coraz glosniejsze... i glosniejsze. Wygladam na klatke schodowa a tam moje "Brum,Brum!" na czworaka wspielo sie po schodach. Do tej pory nie wiem w jaki sposob otworzyla kojec, dzieki Bogu ze nie probowala pokonywac dystansu na dwoch nogach, bo moglo by sie to roznie skonczyc...

piątek, 28 października 2011

Halloweenowo nr 1, czyli straszna historia o duchach w domu mojem.

Ja wiem, ze to co napisze, zabrzmi jak historia z horroru. Powiem wprost: staram sie trzymac moja wyobraznie na wodzy i szukac racjonalnych wyjasnien, co latwe nie jest, w zaistnialych okolicznosciach. Jakie to okolicznosci, zapytacie? Otoz:
W ubiegly wtorek bylismy z Mila w szpitalu, na skanie mozgu (chcieli chyba sprawdzic czy nie ma zwapnien w zwiazku z cytomegalia, ale nikt nam do konca nie powiedzial o co biega). W kazdym razie od czasu naszego powrotu, moje dziecko zachowuje sie "dziwnie". Przede wszystkim budzi sie w nocy z placzem (co jej sie nigdy nie zdarzylo, odkad skonczyla 6 tygodni - no, moze raz czy dwa) i pokazuje w kat pokoju. Gdy ja tam jestem, nic nie widze a ona dalej pokazuje. Malo tego jak daje nam buzi na dobranoc, to najpierw przytula mnie i caluje, pozniej tatusia przytula i caluje, a pozniej wyciaga rece w kierunku, w ktorym nikogo nie ma, tak jakby chciala kogos przytulic i pocalowac. A poniewaz ten ktos, kogo tam nie ma nie podchodzi to przesyla mu calusa i macha w jego kierunku. Malo tego, jest to coraz bardziej straszne, bo wczoraj bedac w ciemnym przedpokoju spojrzalam na schody i zobaczylam dwie plamy swiatla. Zastanawialam sie skad to swiatlo pada, dlatego podeszlam i polozylam na nich reke, ktora zakryla ta swietlista plame. Pomyslalam ze moze mojemu tesciowi rozlalo sie cos fosforyzujacego, zapalilam swiatlo i zgasilam je jeszcze raz, zeby porownac i plam juz nie bylo.
Staram sie znalezc jakies zdroworozsadkowe wytlumaczenie tej sytuacji. O ile plama swiatla mogla mi sie przywidziec, chociaz jestem prawie pewna ze sie nie przewidzialo, to co dzieje sie z moim dzieckiem? Czy jest wystarczajaco "dorosla" zeby sobie wyobrazac takie rzeczy? Albo miec wymyslonego przyjaciela, ktoremu przesyla buziaki?

poniedziałek, 24 października 2011

Matka najwiekszym wrogiem singla... i vice versa...

Do zamieszczenia tego postu zbieralam sie juz od dluzszego czasu. Przymierzalam sie, zastanawialam sie i obserwowalam. W koncu wczoraj, na Comedy Central ogladalam powtorki Seksu w wielkim miescie i przypomniano mi pamietny odcinek o Prawie kobiety do butow. Nie wiem czy ktokolwiek pamieta o co tam chodzilo, wiec tak w ramach streszczenia: Glowna bohaterka idzie do znajomych na przyjecie dla dzieci, z prezentem (nie tanim) i jest (ku jej zgorszeniu) poproszona o zdjecie butow, bo w domu jest dziecko. Na koniec przyjecia okazuje sie, ze buty warte bodajze 485$ zaginely w niewyjasnionych okolicznosciach. Wlascicielka butow domaga sie zwrotu pieniedzy, ktore w koncu dostaje, po wielu perypetiach oczywiscie. Caly odcinek kieruje uwage publicznosci na fakt, ze kazdy ma prawo do wyboru stylu zycia itp.itd.
Sama tez zauwazylam, juz jakis czas temu, ze cos sie dzieje, miedzy matkami i nie matkami, singielkami i kobietami zyjacymi w stadle rodzinnym. Czy naprawde w momencie gdy zostaje sie zona/matka pojawia sie "miedzy nami a singlami" otchlan ziejaca ogniem? Wiem jak to wyglada z obu stron i przyznaje ze jest cos na rzeczy. Pamietam, gdy za czasow studiow jedna z moich najblizszych kolezanek najpierw zwiazala sie ze swoim obecnym mezem, a pozniej niemal natychmiast zaszla w ciaze. To byl koniec. Koniec - na pare lat. Wydawala sie utracona dla swiata, dopoki ja tez sie nie zwiazalam i nie zaciazylam. Nasze stosunki znow staly sie hmmm poprawne, pomimo ze (przyznaje) nigdy nie wrocily do dawnego stopnia zazylosci.
Czasem zastanawiam sie, czy jest w takim razie nadzieja ze odzyskam inne moje przyjaciolki, ktore stracilam stajac sie matka? Czy za pare lat, gdy i one sie wyszaleja i ustatkuja bedziemy mogly razem zasiasc nad kawka - zamiast nad 15 drinkiem tego wieczora i podyskutowac o nocnikowaniu zamiast o tym jaka zajebista torbe widzialam w necie? Bo niestety, poki co wiekszosc z nich na slowo pielucha dostaje reakcji alergicznej, a ja nie jestem juz sobie w stanie wyobrazic, jak mozna wydac pol pensji na plaszcz czy pare szpilek, a gdy widze kolezanke w przykrotkiej kiecce martwie sie o jej pecherz. Co w takim razie stanie sie z tymi, ktore postanowia zyc jak Samantha (inna z bohaterek wyzej wymienionego serialu), spedzajac czas na zabawie i nie angazujac sie w zwiazki? Czy mamy pozwolic im odejsc i znalezc nas gdy same beda na to gotowe? Pocieszam sie, ze tak wlasnie jest z bohaterami serialu. Kazda wiedzie inne zycie, ale i tak potrafia sie przyjaznic.

P.S. Trafiaja sie na szczescie kobiety ktore pomimo ze sa w tej chwili same i nie maja dzieci potrafia sie szczerze cieszyc naszym szczesciem i od czasu do czasu posiedziec z mlodzieza. I chwala im za to :)

piątek, 21 października 2011

Konik

Pedzi konik, pedzi, kopytkami stuka
patataj, patataj, patataj
Pedzi konik pedzi moze trawki szuka
patataj, patataj, patataj
Pedzi konik pedzi, ogonkiem zamiata
patataj, patataj, patataj
Pedzi konik pedzi, az na koniec swiata
patataj, patataj, patataj 

Krotka pioseneczka dla Mili, ktora wykonuje sadzajac ja sobie na kolanie i przy patataju rzucajac kolanem imitujac galop;) Mlodziez uwielbia :D Melodia dowolna, tempo zywe. (C) Dori - czyli ja :)

środa, 19 października 2011

Kreatywnie

Czasem mam takie zapedy. Niestety. Siedze i bazgram. Albo robie szalik na drutach. Albo kolczyki.
Teraz coraz czesciej mam ochote robic cos dla Mili :)

I jak tak sobie grzebalam (w Internecie - zeby nie bylo;) Znalazlam przypadkiem strone Funky Friends Factory. Strona jest niesamowita o tyle, ze zawiera wykroje na pluszaki: dla dzieci i nie tylko ;) Sa naprawde bardzo fajne, niestety - nie sa darmowe :/ Nie mniej pokusilam, sie o zakup wykroju konika - no co, dla dziecka wszystko ;) I zamierzam go uszyc w niedalekiej przyszlosci :D (jak czas i Mila pozwoli).
Ewentualnie, jesli byliby jacys zainteresowani, to ja sie z checia wykrojem podziele :)

Ponizej link do strony z konikiem, jakby ktos chcial obejrzec ;)
Konik

poniedziałek, 10 października 2011

Muzyka...

Mila jest dzieckiem muzykalnym. Lubi spiewac, lubi tanczyc, lubi grac na swoim pianinku. Wychodzi jej to wszystko calkiem przyzwoicie, jak na 17 miesieczna artystke ;) Probuje powtarzac dzwieki i widac ze je roznicuje, tzn. nie spiewa wszystkiego na jednym dzwieku. Oczywiscie nie jest to jeszcze czyste i dzwieczne ale fajnie ze probuje :)
Jedyny problem jaki mamy to repertuar. Wprawdzie mamy rozne grajace zabawki, spiewajace tez. Niestety glowna inspiracja dla Mili jest radio i telewizja. I jak pojawia sie taka np. Rihanna ktora spiewa o pejczach i lancuchach albo inna Lady Gaga symulujaca stosunek w teledysku ktorego tytulu nie pomne, to troche sie zaczynam niepokoic, bo niestety moje dziecko to oglada a z tego co widzialam niektore ruchy sceniczne probuje nasladowac. Zeby nie bylo - poprosilam meza zeby nie pokazywal dziecku takich tresci. Dostrzegam jednak pewna nisze wsrod stacji telewizyjnych, chyba ze cos mi umknelo? Czy wie ktos o hmmm MTV, VIVIE albo innym VH1 ktore gralo by tylko piosenki dla dzieci? Tak sie szczesliwie sklada ze mamy wykupiony Polsat cyfrowy, ktory calkiem niezle odbiera, ale z oferty dla dzieci odkrylam tylko kanaly z kreskowkami - zwlaszcza Jim Jam jest fajny.
Nawiasem mowiac, probowalam upolowac cos na YouTubie ale jakos Mila nie lubi patrzec w monitor - co innego walic w klawiature ;)

piątek, 7 października 2011

Sluzba Zdrowia

Wrocilam od lekarza, ktorego odwiedzilam w dwoch sprawach: jedna moja a druga Mili. Ja dostalam skierowanie do neurologa, co nieukrywam nieco mnie zaskoczylo i co nieco zaniepokoilo. Natomiast mam wrazenie, ze problem Mili zostal potraktowany bardzo powierzchownie. Jak zwykle. Mam nadzieje ze wlasne dziecko mi wybaczy, ze poruszam tu kwestie tak intymne, ale od wielu miesiecy, powtorze: miesiecy mamy problem z biegunka. Zaczal sie gdy Mila zaczela zabkowac i wszyscy mowili ze to wlasnie przez zeby. Ale w tej chwili dochodzimy do 3-4 wyproznien dziennie. Malo tego, sa zazwyczaj tak obfite, ze wylewaja sie z granic pieluchy - nawet pomimo ze eksperymentowalismy z rozmiarami i chlonnosciami. Pralka chodzi non stop, ale najbardziej martwi mnie to, ze z takiej ciaglej biegunki nic dobrego nie wyniknie. Co jesli sie odwodni? Co jesli nie bedzie dostawala wystarczajaco sustancji odzywczych? A co lekarz na to? Ze nie ma sie czym przejmowac. Gdy moja bratannica miala biegunke, lekarze zalecili jej smekte. Internet roi sie od porad, metod domowych co robic w takim przypadku. Niestety, nic nie pomaga. Probowalismy zmienic diete - tez nic. Teraz zaczelismy jej dawac smekte, ktora mama przyslala z Polski, ale bardzo ubolewam nad tym, ze tutejszy lekarz tak bardzo nasz problem zbagatelizowal. Z drugiej strony - co ja sie dziwie? Tutaj panuje taka wlasnie filozofia, jesli chodzi o diagnozowanie czy pomoc pacjentom. Pierwsze kilka poronien u kobiet uwaza sie za cos normalnego. Jesli dziecko kicha, to znaczy ze oczyszcza drogi oddechowe. Na wszystko podaje sie paracetamol. Wiem jak bardzo ludzie w Polsce narzekaja na sluzbe zdrowia. Ale to i tak nic w porownaniu z tym, co dzieje sie tutaj. Na dentyste czeka sie kilka tygodni, nawet z bolem. A jak juz sie doczeka, to malo ktory chce zeba ratowac, wiekszosc odrazu sugeruje wyrwanie. Jedyne co przemawia na korzysc to latwa dostepnosc srodkow antykoncepcyjnych, ktore sa calkowicie nieodplatne. To jest troche pocieszajace.
A jesli chodzi o biegunke Mili, to siegne chyba po bron ostateczna, ktorej staralam sie uniknac tak dlugo jak to mozliwe: gorzka czekolade.

czwartek, 6 października 2011

Obiekt matczynego porzadania: na zime 2011/2012

Strasznie bym chciala taka czapeczke dla Mili.... Ciepla, trudna do sciagniecia... Zeby tylko nie kosztowala 25$. Czy ma ktos moze wzor na kominiarke na drutach albo wyobrazenie jak sie do tego zabrac i moze udzielic mi jakichs mniej lub bardziej fachowych wskazowek? Z gory dziekuje :)

P.S. Czapeczka pochodzi ze strony Accessorize.com

Jestem zla matka...

albo wyrodna... a inni pewnie mysla ze swojego dziecka nie kocham. Albo sie go wstydze. Powod? Nie robie 100000 zdjec dziennie. Przyznaje bez bicia: czuje sie winna. Zwlaszcza gdy wchodze na fejsbuk i widze zdjecia znajomych, ktorzy postuja z zaskakujaca czestotliwoscia zdjecia swych mlodych. A u mnie? Ostatnie zdjecia z Wielkanocy, a mamy juz dzieki Bogu pazdziernik. Moze to dlatego ze nie mam porzadnego aparatu. Moze dlatego ze Mila na widok aparatu zazwyczaj przybiera taki wyraz twarzy:

Zdjecie wprawdzie zeszloroczne, ale oddaje doskonale uczucia jakimi Mila darzy aparat;) A moze poprostu dlatego, ze pracuje 8 godzin dziennie. Gdy wracam, Mila spi przez 2 godziny, a gdy juz sie obudzi, nie ma warunkow zeby wyjsc na zewnatrz i oddac sie orgiom fotograficznym. Cokolwiek by to nie bylo, nie czuje sie z tym dobrze. I powiem wprost ze zazdroszcze tym wszystkim mamom, ktore siedza sobie na zasilku od panstwa i w ciagu dnia maja czas zeby spakowac dzieciaka, spakowac lustrzanke za kilkaset funtow i isc do parku, aby uwiecznic rozwuj swego przychowku. Obiecuje poprawe, nawet pomimo brakow w sprzecie... :)

P.S. Poddaje ten wpis edycji zeby sprostowac: Wszystkie matki, ktore siedza na zasilkach w domach bo MUSZA, bo nie maja innej opcji, a jednoczesnie maja ochote i sa na tyle pozytywne, zeby zajmowac sie swoim dzieckiem i robic mu stosy zdjec - osobiscie podziwiam. Podziwiam za to ze dajecie rade, ze nie traktujecie dziecka jak dopustu Bozego i wykorzystujecie czas spedzony razem do maksimum - chwala wam za to.
P.S.2 Matki, ktore siedza w domu, chociaz maja kogos kto moglby im pomoc w opiece nad dzieckiem, ktore wydaja bezmyslnie pieniadze, ktorych nie maja biorac drogie lustrzanki na kredyt, ktorego pozniej nie splacaja regularnie, zadluzaja kary kredytowe na kilkanascie tysiecy funtow (takie rzeczy sie zdarzaja - serio, serio!)... no coz tego nie skomentuje.
P.S.3 Matkom z grupy pierwszej ZAZDROSZCZE i wcale sie z tym nie kryje, bo wiem ze ja na ich miejscu nie dalabym rady.

Mial byc post o tym ze czuje ze powinnam czesciej uwieczniac rozwoj mojej mlodziezy w postaci zdjec, a wyszlo na to ze musze sie wszystkim z tego wpisu glosno tlumaczyc. Zastanawialam sie przez jakis czas, czemu jest to najczesciej czytany wpis, teraz juz wiem ze poprostu oburzal pelna grupe osob, ktora go sobie non stop otwierala i czytala.

poniedziałek, 3 października 2011

"Oszczędność to wielki dochód" Cyceron

Zainteresowalam sie ostatnio frugalem, czyli zagospodarowywaniem nadwyzek/ metodami na oszczedzanie. Wydaje mi sie ze calkiem niezle sobie z tym radze - odpukac.
Splaty kredytu mieszkaniowego, chec zakupu auta, cotygodniowe zakupy, olej (mamy olejowe ogrzewanie), elektrycznosc, niania, telefon, internet. To takie bardzo podstawowe wydatki, na ktore musi nam co miesiac starczyc. A milo by bylo conieco zaoszczedzic...

Kilka sposobow ktore wprowadzilam w zycie:
* Kawa/ herbata przyniesiona do pracy z domu zastepuje kawe/herbate zakupiona z automatu.
* Obiad domowy odgrzany w mikrofali zamiast kupionego w kantynie. Przynajmniej wiem, ze bedzie smacznie i raczej zdrowo, a juz napewno dietetycznie poniewaz sie (jak zwykle) ochudzam. Poza tym nosze ze soba zawsze kilka owocow, aby przegryzac je w przerwach, zamiast siegac po batonik z automatu. Poza tym w szufladzie zawsze mam cos slodkiego "na czarna godzine", kiedy to automatowy batonik nie bedzie dawal mi spokoju.
* Na cotygodniowe zakupy ide z lista, ulozona w ciagu tygodnia. Gdy cos sie konczy, dopisuje to do listy, ktora mam ulozona w telefonie. W ten sposob, jesli trzymam sie listy - a zazwyczaj sie trzymam - unikam zbednych wydatkow a takze kolejnych podrozy do sklepu, bo czegos zapomnialam.
* Tam gdzie mozliwe, kupuje multipacki - glownie wtedy gdy wiem ze zuzyje produkt przed koncem terminu przydatnosci. Dlatego tez np. puszki tego samego produktu staram sie ustawiac wg daty przydatnosci - najpierw starsze, pozniej nowsze - w ten sposob wiem ze puszka nie przestoi mi 5 lat w szafie i sie przeterminuje.
* Zamiast kupowac dzienniki czy plotkarskie magazyny (ktore czasem poprostu TRZEBA przeczytac, zeby sie odmozdzyc ;)), czytam wszystko w Internecie. Rowniez artykuly i felietony z drozszych magazynow, jak np. Twoj Styl czytuje w wersji online.
* Ostatnio w ramach zuzycia starych ubranek Mili, ktore nie nadaja sie do przekazania dalej (a ile mozna miec szmatek do kurzu?) postanowilam uszyc jej z nich zabawki. Dam znac jak poszlo :)

To tak na poczatek... :) Jestem oczywiscie bardzo ciekawa, jakie sa wasza techniki/ pomysly na oszczedzanie?