poniedziałek, 24 października 2011

Matka najwiekszym wrogiem singla... i vice versa...

Do zamieszczenia tego postu zbieralam sie juz od dluzszego czasu. Przymierzalam sie, zastanawialam sie i obserwowalam. W koncu wczoraj, na Comedy Central ogladalam powtorki Seksu w wielkim miescie i przypomniano mi pamietny odcinek o Prawie kobiety do butow. Nie wiem czy ktokolwiek pamieta o co tam chodzilo, wiec tak w ramach streszczenia: Glowna bohaterka idzie do znajomych na przyjecie dla dzieci, z prezentem (nie tanim) i jest (ku jej zgorszeniu) poproszona o zdjecie butow, bo w domu jest dziecko. Na koniec przyjecia okazuje sie, ze buty warte bodajze 485$ zaginely w niewyjasnionych okolicznosciach. Wlascicielka butow domaga sie zwrotu pieniedzy, ktore w koncu dostaje, po wielu perypetiach oczywiscie. Caly odcinek kieruje uwage publicznosci na fakt, ze kazdy ma prawo do wyboru stylu zycia itp.itd.
Sama tez zauwazylam, juz jakis czas temu, ze cos sie dzieje, miedzy matkami i nie matkami, singielkami i kobietami zyjacymi w stadle rodzinnym. Czy naprawde w momencie gdy zostaje sie zona/matka pojawia sie "miedzy nami a singlami" otchlan ziejaca ogniem? Wiem jak to wyglada z obu stron i przyznaje ze jest cos na rzeczy. Pamietam, gdy za czasow studiow jedna z moich najblizszych kolezanek najpierw zwiazala sie ze swoim obecnym mezem, a pozniej niemal natychmiast zaszla w ciaze. To byl koniec. Koniec - na pare lat. Wydawala sie utracona dla swiata, dopoki ja tez sie nie zwiazalam i nie zaciazylam. Nasze stosunki znow staly sie hmmm poprawne, pomimo ze (przyznaje) nigdy nie wrocily do dawnego stopnia zazylosci.
Czasem zastanawiam sie, czy jest w takim razie nadzieja ze odzyskam inne moje przyjaciolki, ktore stracilam stajac sie matka? Czy za pare lat, gdy i one sie wyszaleja i ustatkuja bedziemy mogly razem zasiasc nad kawka - zamiast nad 15 drinkiem tego wieczora i podyskutowac o nocnikowaniu zamiast o tym jaka zajebista torbe widzialam w necie? Bo niestety, poki co wiekszosc z nich na slowo pielucha dostaje reakcji alergicznej, a ja nie jestem juz sobie w stanie wyobrazic, jak mozna wydac pol pensji na plaszcz czy pare szpilek, a gdy widze kolezanke w przykrotkiej kiecce martwie sie o jej pecherz. Co w takim razie stanie sie z tymi, ktore postanowia zyc jak Samantha (inna z bohaterek wyzej wymienionego serialu), spedzajac czas na zabawie i nie angazujac sie w zwiazki? Czy mamy pozwolic im odejsc i znalezc nas gdy same beda na to gotowe? Pocieszam sie, ze tak wlasnie jest z bohaterami serialu. Kazda wiedzie inne zycie, ale i tak potrafia sie przyjaznic.

P.S. Trafiaja sie na szczescie kobiety ktore pomimo ze sa w tej chwili same i nie maja dzieci potrafia sie szczerze cieszyc naszym szczesciem i od czasu do czasu posiedziec z mlodzieza. I chwala im za to :)

2 komentarze:

  1. mnie to właśnie dziwi, że ludzie tak nie mają czasu, ja mam koleżankę bezrobotną dzieciatą, pracującą mężatkę dzieciatą i pracującą w związku bezdzietną i singielkę bezdzietną i z żadną nie mogę się umówić, na cokolwiek nawet na skypa (umówienie się na skypa to tak jak na kawę dla mieszkających w pobliżu, niestety każdy ma czas o innej porze) bo każda jest tak strasznie zajęta... a ja tak dobrze pamiętam z czasów dziecinnych,że jeden dzień bez psiapsóly to dzień stracony i nie rozumiałam jak moja mama mogła widzieć przyjacółkę raz w miesiącu, teraz wiem, że to już było dużo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! No ciesze sie ze ktos ma podobne obserwacje, co ja:) Z moja mama i jej "psiapsiola" bylo o tyle latwo, ze razem pracowaly, tzn. w tej samej firmie przez jakies 15 lat i przez 20 mieszkaly na jednej klatce, jedna pod 16 druga pod 18. Ulatwialo to kontakty i np. z dziecmi mojej sasiadki bylam bardziej zrzyta niz z moimi kuzynami, ktorych widzialam raz na rok.

    OdpowiedzUsuń