piątek, 21 grudnia 2012

O tym jak sie wyjscie do kina zakonczylo...

Lokalna tradycja sa Christmas Party, czyli innymi slowy Swiateczne imprezy organizowane przez firme. W ramach Christmas party, zazwyczaj firma funduje obiad, kilka drinkow i orkiestre. Grzecznie, do 2 rano.
W mojej nowej pracy, organizowane jest rowniez Christmas Party dla dzieci. Za symboliczne 7 funtow, dziecko dostalo wejscie do kina, popcorn, napoj, cukierki owocowe, pozniej zabawe na placu zabaw (pileczki, zjezdzalnie, te sprawy), malowanie twarzy. Pozniej obiad i wizyte u Mikolaja, ktory wreczal dziecku slodycze. Haczyk poleal na tym, ze musielismy dojechac do centrum rozrywki z kinem i placem zabaw. Dobre 30-40 minut. Wysiadamy z samochodu, ja zmiezam do wyjscia po czym slysze glos malzonka: Tylko nie zapomnij zabrac pieluch! Okazalo sie, ze pieluch "niet" a Mila ma na sobie jedynie pieluchomajtki, ktore tak naprawde wystarcza na 2 porzadne siku. Postanowilismy wiec zrobic jej "emergency potty training" czyli "awaryjne przeszkolenie z nocnika". Co jakis czas pytalismy ja, czy musi isc.
Mowila, jak musiala. Na drugi dzien, pozwolilismy jej biegac bez pieluchy. Ani razu sie nie zsiusiala. I tak juz od tygodnia Mila wklada pieluchy tylko do spania. Kilka razy w nocy tez nas wolala ze chce siku. W ciagu dnia nosi zwykle majteczki.
Najlepszy prezent swiateczny tego roku :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Jak zajac dziecko przez... 4 godziny :D

Niedziela jest dniem, ktory spedzam tylko z Mila. Czasem jest fajnie czasem nieco mniej ;) Zalezy to od roznych czynnikow: od tego ile mam prania, ile sprzatania, na ile Mila chce sie bawic sama, na ile ma ochote na ogladanie kreskowek, podczas gdy ja probuje zmyc podloge. Oczywiscie, oprocz obowiazkow domowych, zawsze znajduje czas na wspolna zabawe, na czytanie ksiazeczek, na rysowanie, na opowiadanie bajek. Dzieci podobno nie pamietaja czy ich dom byl czysty jak dorastaly, pamietaja za to ile czasu spedzali z nimi rodzice - i w taki sposob sama przed soba sie usprawiedliwiam ;) Ale czasem, zdarza sie tak, ze trzeba zrobic cos w domu i chcacy pomagac maluch, czasami (wbrew swoim intencjom) utrudnia cala operacje.
Wczoraj potrzebowalam kilku godzin extra. Mialam sporo do zrobienia w kuchni i musialam zajac czyms Mile. W glowie zaswitala mi mysl genialna - bo takie mysli najczesciej pojawiaja sie nagle, znikad i calkowicie niespodziewanie. Wziealm szklanke maki, szklanke soli i troche mniej niz pol szklanki wody. Wymieszalam, tworzac plastyczna mase o konsystencji plasteliny. Posadzilam Mile za stolem, dalam jej moje narzedzia do dlubania w modelinie ktore kupilam 100 lat temu, dalam jej mala, plastikowa butelke w ramach walka, wykrawaczki do ciastek, a na macie teflonowej polozylam przed nia mase solna.
Pokazalam jej co moze z tym zrobic i powiedzialam ze robimy ozdoby na choinke :) Co jakis czas zagladalam, pokazywalam nowe mozliwosci i od nowa zagniatalam kule ciasta. Znudzenie sie zabawa zajelo jej prawie 4 godziny, czego nie udalo sie osiagnac poki co zadnej kreskowce/ksiazeczce, malowaniu kredkami. Po zakonczonej zabawie, co fajniejsze figurki powypiekalam w piekarniku.
Juz szukam inspiracji na przyszly tydzien ;)

czwartek, 18 października 2012

Zadzwonilam dzisiaj do Mamy.

Z odrobina pretensji w glosie zapytalam: Gdzie jest moja McDusia?!
No bo jak to, wydana zostala juz 2 tygodnie temu, a ja jeszcze jej nie czytalam. Nie wiem jak ja wytrzymam te pare dni, zanim mi ja Mamusia przysle :D Juz sie nie moge doczekac. Wprawdzie czytalam kilka nieprzychylnych recenzji, ale z drugiej strony, jestem bardzo ciekawa. Napisze co mysle, jak przeczytam :)

poniedziałek, 8 października 2012

Az ciezko uwierzyc...

... ze nie pisalam od sierpnia. Czas mi poprostu ucieka, wyslizguje sie miedzy palcami. Zanim sie obejrze juz piatek, juz niedziela. Minal tydzien, minal weekend, minal tydzien. Minelo juz prawie 5 lat, odkad tutaj przyjechalam. To bylo bardzo intensywne 5 lat. Poznalam mojego meza. Zaszlam w ciaze i urodzilam Mile. Wyszlam za maz. Mieszkalam w 5 roznych domach, kupilam swoj wlasny - wzielam kredyt na 35 lat. Kupilam 2 samochody. Awansowalam kilka razy, przeszlam przez 5 roznych dzialow w firmie. Zaczelam jezdzic samochodem (prawie;)). Schudlam 15kg, przytylam 43 (ciaza), schudlam 30. Dzialo sie, oj dzialo ;) Bylam w Afryce. Na kolejne 5 lat zyczylabym sobie wiecej stabilizacji, wiecej spokoju. Mniej zmian - jakichkolwiek. Zebym mogla troche odpoczac i troche zwolnic. I podziwiac krajobraz :)

piątek, 17 sierpnia 2012

Bo zabraklo...

- Mila! Dlaczego pomalowalas stolik na zolto?! - zdenerowala sie mama.
- Nie ma niebieskiej kredki... - Odpowiedziala Mila.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Swiat w oczach Mili

Zostalismy zaproszeni do resteuracji z okazji rocznicy slubu. Bylismy tam juz kilka razy, swietne miejsce, mila obsluga (w tym kilku Polakow), smaczne jedzenie. Mila rozsiadla sie w krzeselku i zaczela sie rozgladac. W pewnym momencie wlepila wzrok w sufit. Podazajac za jej wzrokiem zobaczylam "disco balls", ktorym zrobilam zdjecie.



- Co  tam widzisz Miluniu? - Zapytalam.
- Slonce i planety! - Odpowiedziala moja dwuletnia coreczka.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Dziecko w samolocie

Pomyslalam sobie, ze napisze, bo moze akurat sie komus kiedys przyda.
Latalysmy z Mila do Polski juz 4 razy. W sumie, to 8 lotow samolotem, wiec mam pewne doswiadczenie w tej materii ;)

Gdy lecialysmy po raz pierwszy, Mila miala niecale 3 miesiace. Pomimo moich obaw, napedzanych rowniez obawami mojej mamy (No bo jak to, takie maniunie dzieciatko, ciagnac samolotem!) Pierwszy lot przebiegl bez wiekszych przygod. Poniewaz dziecko bylo male, moglam ja spokojnie nosic w nosidelku (chuscie jak ktos woli), nie bralam wozka, bo w Polsce mialam po bratannicy. Nie mniej, jesli ktos chce zabrac wozek, to tez nie ma problemu. Zazwyczaj wozkiem mozna dojechac az pod samo wejscie do samolotu i po zlozeniu oddaje sie go Panu z obslugi lotniska i odbiera po wyjsciu z samolotu w specjalnie wyznaczonym miejscu, badz z bagazem. Nawiasem mowiac tym samym lotem leciala inna swiezo upieczona mama, ktorej dziecko mialo hmmm 5 tygodni? 6? Nie chce sklamac, ale bylo mlodsze od Mili.
Powiem szczerze, ze ten pierwszy lot wspominam najmilej. Bardzo sie balam i denerwowalam, jak to bedzie. Poza tym lecialam sama, wiec martwilam sie, ze nie dam rady. Ale trzeba przyznac, ze im dziecko mniejsze, tymbardziej wszyscy sklonni do pomocy ;)

Pozniej latalysmy gdy miala 11 miesiecy, 15 miesiecy i 23 miesiace. Teraz wybieramy sie we wrzesniu i Mila nie moze sie doczekac. Ciagle mnie pyta: Polecimy do Babci i Dziadzia? Do Polski? Samolotem? We wrzesniu? Bedziemy budowac z klockow z Babcia?

A teraz kilka slow o tym, jak sobie radzic z obsluga dziecka w podrozy.
Jesli chodzi o przewijanie, to jest to najmniejszy pikus. Na lotniskach znajduja sie odpowiednie przybytki, gdzie mozemy mlodziez przepieluszyc.
Karmienie tez jeszcze nigdy nie sprawilo klopotu. Zazwyczaj jesli wspomnimy milym paniom/panom kontrolujacym bagaz podreczny ze mamy mlodziez, ktora sie opiekujemy i powiemy ze zaraz zbliza sie pora karmienia, to bez problemu przepuszcza sloiczki (kupne, nie wiem jak z domowymi), jogurty, serki czy wode w butelce dzieciecej - niezbedna do rozmnieszania kaszki.
Niektore lotniska maja zorganizowane place zabaw dla dzieci, ktore skutecznie zajmuja uwage dziecka miedzy odprawa a lotem, ale jak wiadomo: przezorny zawsze przygotowany. I takie tam ;) Dobrze miec jakas nowa badz dawno nie uzywana zabawke/ksiazeczke/gazetke cos czym mozna delikwenta/delikwentke zajac na pare godzin.

Wazne: jesli dziecko jest w wieku, w ktorym karmimy je piersia/butelka, dobrze postarac sie je przetrzymac do startu/ladowania. Ssanie zmniejsza bol uszu spowodowany zmianami cisnienia w kabinie. Inaczej dobrze miec smoczek, badz butelke z woda.
Wazne 2: Jesli mamy inne niz dziecko nazwisko, musimy pamietac o akcie urodzenia dziecka. Inaczej mozemy miec problemy z wwiezieniem/wywiezieniem dziecka z kraju. Zdarzylo mi sie ze wymagano ode mnie tegoz dokumentu.
Wazne 3: Wiekszosc linii lotniczych kieruje sie zasada, ze dzieci do 2 lat siedza na kolanach u rodzicow, przy czym placi sie mniej za przelot. Z jednej strony jest to wygodne finansowo - zwlaszcza ze czasem mozna sie zalapac na wolna miejscowke. Z drugiej strony, trzymanie dwulatka na kolanach przez kilka godzin lotu moze byc traumatycznym przezyciem dla obydwu stron.
Jesli ktos ma jeszcze jakies pytania: polecam sie :)

czwartek, 9 sierpnia 2012

Przelamujac... sie.

Z troche innej beczki. Pisalam prawie rok temu, ze zaczelam chodzic na lekcje jazdy samochodem. Bylam na dwoch. Pierwsza byla super. Niedziela rano, sloneczko swieci, ulice puste, zero stresu, radosc z bycia za kierownica. Lekcja druga. Czwartek po poludniu, ulewny deszcz, ciemna noc (listopad), szalony ruch na ulicach, trabiacy i wyprzedzajacy kierowcy. Na zakonczenie instruktor, ktory powiedzial ze spodziewal sie po mnie wiecej. Nie obchodzilo go to, ze nigdy wczesniej nie jezdzilam po ciemku, ani w deszczu. Trzeciej lekcji nie bylo.
Do Maja (a moze kwietnia?). Wzielam sie w garsc, znalazlam nowego instruktora. Wspanialego, cierpliwego czlowieka, ktory nie dosc ze bral mniej za lekcje, to jeszcze potrafil wydobyc ze mnie jako kierowcy, to co najlepsze. Wspanialy pedagog kierownicy. W ubiegly piatek sama przywiozlam Mile od niani. No dobrze, maz siedzial kolo mnie, ale ja prowadzilam, ja zmienialam biegi, ja kierowalam.
Jestem z siebie szalenie dumna, ze sie nie poddalam. I tego chcialabym nauczyc Mile.

wtorek, 7 sierpnia 2012

W ramach bycia dobra Mama...

... pojechalam sama na wakacje. Pojechalam na 5 dni odwiedzic kolezanke ktora pracuje jako konsul w Hiszpanii. Poznalysmy sie 100 lat temu przez internet, gdy jeszcze bylysmy nastolatkami. Od tamtej pory utrzymujemy kontakt. Byla u mnie na weselu, w Polsce, w zeszlym roku, a w tym roku ja odwiedzilam ja. Pojechalysmy razem na 3 dni na festival rockowy w Bilbao i bylo niesamowicie :) Ah ten Snow Patrol, poczulam sie prawie jak licealistka XD
W miedzyczasie dziadkowie zajeli sie Mila, wiec maz tez mogl sie troche pobyczyc i grac z kolegami w te ich dziwne gry planszowe przez caly weekend. Dla niego 37 stopni to za cieplo, dla mnie - optymalnie :D
Pomimo ze tesknilam za mala, to ciesze sie ze udalo mi sie wyjechac. Nie bylam na prawdziwych wakacjach od 10 lat. Bylam zmeczona i wyczerpana. Wrocilam wiec pelna sil witalnych i nowej energii. Jesli tylko mozliwosci pozwola - polecam kazdemu.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Dwujezycznosc

O dwujezycznosci slow kilka. Zeby nie bylo watpliwosc, wpis nie ma charakteru naukowego, bo bedzie to o dwujezycznosci mojego dziecka i moich doswiadczeniach w tym temacie :D Mila z cala pewnoscia jest juz dwujezyczna. Potrafi sie komunikowac po polsku i po angielsku. Potrafi powiedziec o swoich potrzebach, potrafi prowadzic bardzo podstawowe konwersacje. Powiem szczerze, ze nieustannie podziwiam jej zasob slow, ktory stale wzrasta. Wiem, ze jest wielu ludzi, ktorzy swiecie wierza w to, ze telewizja oglupia. W naszym przypadku - jest odwrotnie. Poniewaz pracuje na pelen etat, nie mam czasu rozmawiac z Mila tyle, ile powinnam. Ale poniewaz mamy dostep do filmow animowanych w jezyku polskim, bardzo pomaga jej to rozwinac slownictwo. Czasem wyskoczy z czyms calkiem z kosmosu i zastanawiam sie "Skad ona to wie?!". Poza tym, nigdzy nie mowilam do niej po angielsku. Chyba ze przez pomylke, bo jednak jest to jezyk, ktorego uzywam teraz czesciej, niz polskiego. Mowie do niej po polsku zawsze, niezaleznie od tego kto inny jest w naszym towarzystwie i lamiac wszelkie zasady dobrego wychowania ;). Doroslym jest mi latwiej wytlumaczyc, ze to po to, aby nawiazala sie miedzy nami wiez jezykowa, niz wytlumaczyc Mili, ze gdy jest Babcia w pokoju to mowimy po angielsku, a z Mamusia to tylko po polsku.
Fajna sprawa jest to, ze sama rozroznia kiedy ma uzywac ktorego jezyka. Do osob anglojezycznych mowi po angielsku, do Polakow po polsku. Kilka dni temu byl u nas kolega meza. Z nim i z tatusiem rozmawiala po angielsku, a pozniej nagle chciala mnie o cos zapytac. Zapytala po polsku.
A poniewaz oglada program "Maniek Zlota Raczka" zna rowniez kilka slow po hiszpansku ;)
Przypominaja mi sie tu czasy dawne, kiedy Mila miala moze 2 miesiace i kiedy to moja tesciowa byla jeszcze obrzydliwa zmira (moj wlasny slowotwor powstaly z polaczenia zmiji i zdziry (c) :p) A moze to byla wina moich szalejacych hormonow. Badz jej. W kazdym razie gdy slyszala ze mowie do Mili po polsku, powiedziala do Mili:
- Mila, powiedz mamusi niech nie mowi do Ciebie po polsku, bo bedziesz wolniejsza umyslowo niz inne dzieci i nie dasz sobie rady w szkole.
Ostentacyjnie zabralam dziecko i powiedzialam ze da rade, a jak nie, to ja posle do szkoly w Polsce.
Oczywiscie bylo mi przykro i mialam do tesciowej duzo zalu, przez bardzo dlugi czas. Bo to dobra kobieta jest, tylko nie zawsze mysli nad tym co mowi. Ale tacy ludzie tez sa potrzebni na swiecie. Zeby cwiczyc nasza cierpliwosc ;)
W kazdym badz razie, prawie 2 lata pozniej, tesciowa odwozila Mile po wspolnie spedzonym weekendzie.
- A wiesz jak ona dobrze mowi?! - Zapytala. 
- Wiem. - Odpowiedzialam, starajac sie nie puchnac z dumy jeszcze bardziej, inaczej nie zmiescilabym sie w drzwi.
- Mowi lepiej niz niektore starsze dzieci!
- Wiem.
- I tak chetnie powtarza wszystkie wyrazy!
- Wiem - odpowiedzialam po raz kolejny. - A wiesz dlaczego?
- Dlaczego?
- Bo jest DWUJEZYCZNA!
Tesciowa powiedziala ze musi juz jechac :p

Drobny druczek: jak napewno wszystkie czytajace mamy wiedza, kazde dziecko rozwija sie we wlasnym tempie. To nie wyscig. Nie mniej, ja tam jestem szalenie zadowolona z dotychczasowych wynikow :)

czwartek, 5 lipca 2012

Uplynelo sporo czasu, od mojego ostatniego wpisu, ale niestety orza mna w pracy jak malym traktorkiem, a w domu jakos mi sie nieklei.

No ale, ad rem. Czy zdarzylo Wam sie byc nazwana nadopiekuncza? Bo mi tak. Nigdy nie postrzegalam siebie, jako nadopiekunczej matki, wrecz przeciwnie. Moja mama, zawsze mi powtarzala, ze jestesmy zbytnimi lekkoduchami, jesli chodzi o wychowanie Mili. Ze nie mamy rytualow, ktore tak bardzo sa dziecku potrzebne i ze wszystko jest u nas na warjackich papierach. Nie mniej, bylismy ostatnio w towarzystwie i poprosilam Mile, zeby nie wchodzila na stol, bo po pierwsze to nieladnie a po drugie to niebezpieczne. Na co jedna z osob ktore to widzialy, skomentowala ze musze "wyluzowac", bo sie nabawie nerwicy, zanim Mila dorosnie. I wiecie co? Zwisa mi to. Po pierwsze, osoba ktora komentowala nie ma wlasnych dzieci. Po drugie, to bylo przyjecie, tata Mili mial za soba przyslowiowe dwa drinki a ja bylam "ta trzezwa", z tym ze jesli Mila spadla by z tego stolu, zlamala reke, uderzyla by sie w glowe i miala wstrzas mozgu albo nie daj Boze stalo by sie cos gorszego, to ja bylabym ta winna. Bo nie przypilnowalam a co gorsza nawet nie mialby nas kto zawiezc do szpitala. Wiec nie obchodzi mnie tak naprawde, co sobie jedna z druga BEZDZIETNA osoba mysli, ale najlatwiej wyglaszac komentarze na tematy ktore nas nie dotycza. Powiedzialam jej ze to moje dziecko i ja wiem najlepiej co jest dal niego dobre i ze jak bedzie miala swoje, to bedzie sobie robic jak jej sie podoba. Ciekawe czy jakby to bylo jej dziecko, to czy tez bylaby taka obojetna?

poniedziałek, 21 maja 2012


Bardzo lubie moje sasiadki. To w wiekszosci Polki. 
To ze sa w okolicy, sprawia ze czuje sie bardziej "jak w domu". Wiem, ze pewnego dnia pewnie wroca gdzies do Polski, na rozne krance kraju, ale w tej chwili - bardzo sie ciesze, ze sa. Pomimo calej sympatii, jaka darze Irlandki, to jednak inaczej rozmawia sie z kims, kto zna nasze realia. 

czwartek, 17 maja 2012

Mama, Tata! Mam 2 lata!

Chociaz trudno mi w to uwierzyc, w miniona sobote Mila obchodzila 2 urodziny. Zrobilismy male przyjecie, dla najblizszej rodziny i znajomych. Wydaje mi sie ze wszyscy byli zadowoleni. Z glowna zainteresowana na czele, ktora chetnie dmuchala swieczki na torcie. A tort byl nie byle jaki :D Mamusia (czytaj: ja) sie postarala! Mila ostatnio bardzo polubila malowanie teczy, wiec i tort byl teczowy ;)
Zalaczam kilka fotek, niektore kiepskiej jakosci, bo robione telefonem, ale zawsze to cos :D

Ogladam Krecika, oczekujac na gosci. Zaraz trzeba bedzie sie przebrac... 

Goscie przyszli!

Mama upiekla mi tort.

A tak wygladal po pokrojeniu.


Szkoda tylko ze babeczki tak szybko sie skonczyly.  


Ale przynajmniej zostaly mi te wszystkie fajne prezenty!


piątek, 4 maja 2012

Sacrum kontra Profanum czyli Mila w kosciele


Wrocilysmy wczoraj z Polski. Jak to w Polsce - bardzo fajnie, bardzo krotko, BARDZO drogo. 
Przy niedzieli, postanowilam zabrac ja do kosciola. No bo co? Tutaj dziecko chodzi, w miare grzecznie siedzi przez te pol godzinki i wszystko jest cacy. Pomyslalam sobie wiec, ze wezme ja do mojej kaplicy. Niestety nie pomyslalam zeby wziac jej jakas ksiazeczke, czy inna zabawke. I powiem szczerze, ze byl to pierwszy raz, kiedy pozlaowalam ze Mila tak swietnie mowi po polsku :p 
Po pierwszej polowie zaczela wolac raz po raz "Koooonieeec!". Gdy ministranci zaczeli uderzac w dzwonki krzyczala "Dzyn, Dzyn, Dzyn!" a gdy ksiadz zaczal odczytywac ogloszenia parafialne, zaczela wolac "Kupa bedzie!". Dobrze ze gdy wychodzilysmy, zaczela wolac "Amen", to ja moze choc troche usprawiedliwilo w oczach pozostalych wiernych, rzucajacych nam oburzone spojrzenia. 

piątek, 20 kwietnia 2012

Kim zostaniesz, jak dorosniesz?

Kim chcieliscie byc, jak dorosniecie? Pamietam, ze najpierw chcialam byc sklepowa, bo widzialam ze panie w Supersamie maja tyle pieniedzy w kasie! Mama rozwiala mi jednak to marzenie, tlumaczac ze panie sklepowe musza oddac wiekszosc z tych pieniedzy, w zamian za towar.
Pozniej o uszy obilo mi sie slowo "striptizerka". Gdy zapytalam mame kto to? Powiedziala ze to Pani, ktora zdejmuje ubrania i za to jej placa. Pomyslalam wiec sobie, ze tym wlasnie chce byc, jak dorosne! Bo co jest prostszego, niz zdjecie ubran za pieniadze?! Z perspektywy czasu i celulitu, mysle sobie ze to jednak nie jest takie proste :p Nie mniej - w wieku lat trzech - bylo. Gdy moja bardzo religijna babcia, zapytala mnie, kim chce byc w przyszlosci, odpowiedzialam jej "Striptizerka!". Oburzenie babci bylo ogromne - oczywiscie ;) I wtedy dopiero zaczely sie tlumaczenia o wstydzie, skromnosci, grzechu itd.
Pozniej chcialam byc jeszcze astronauta, projektantka mody i chirurgiem plastycznym. Architektem, polozna albo cukiernikiem - moje 3 najwieksze niespelnione marzenia, jesli chodzi o kariere zawodowa. W sumie dalej chcialabym byc architektem. Albo polozna. Albo cukiernikiem.
Nie mniej z wyksztalcenia jestem krawcowa (z elementami projektowania odziezy), pedagogiem - animatorem spoleczno kulturalnym. Pracowalam jako kelnerka, kucharka, fotograf, opiekunka do dzieci, korepetytorka, ankieterka telefoniczna, krawcowa, sprzataczka w hotelu, na zmywaku w kuchni, w recepcji w hotelu, malujac mieszkania i jako telefoniczna pomoc techniczna. Obecnie zarabiam na zycie wprowadzajac uaktualnienia w systemach komputerowych w amerykanskiej firmie ubezpieczeniowej - na boku dorabiam robiac bizuterie.
Dlaczego o tym pisze? Dlatego ze z czystej ciekawosci zrobilam Mili superdokladny horoskop urodzeniowy. Z horoskopu wynika ze bedzie naukowcem/badaczem, albo lekarzem. Wiem ze nie kazdy musi w to wierzyc i ja tez podchodze do tego raczej jako do wskaznika ewentualnych predyspozycji, niz jako do wyroczni. Zreszta sama wiezm, ze glupie moje dziecko nie jest, ale to brzmi tak powaznie: naukowiec. LOL Wiec gdy caluje jej blond glowke na dobranoc, tak sobie mysle: moj ty naukowcu!

środa, 18 kwietnia 2012

Маша и Медведь

Oto nasze ostatnie odkrycie: Маша и Медведь. Z jednej strony to troche sie martwie, ze juz wogole dziecku robie metlik w glowie, puszczajac jej bajki w jeszcze innym jezyku, ale uwielbia te krotkie filmki :) Chociaz przyznam sie szczerze, ze nie wiem kto je tak naprawde lubi bardziej, ja - czy ona ;). 
Nie wymagana biegla znajomosc rosyjskiego. 
Polecam! 

czwartek, 12 kwietnia 2012

Spiderman

Gdy tylko zaczyna sie wiosna, zaczyna sie rowniez wysyp pajakow. Jakos nie kojarze, zebysmy mieli ich az tyle w Polsce, ale z drugiej strony tam mieszkalam w bloku, na 2 pietrze, wiec niewielu udawalo sie tak wysoko wspiac ;) Nigdy nie bylam ich w stanie zniesc, zawsze kwiczalam - raz w klasie w czasie lekcji, raz w kosciele, wiec moja arachnofobia byla dosys trudna do ukrycia.
Po przyjezdzie tutaj, zorientowalam sie ze swiety Patryk wypedzajac weze z Irlandii (wg lokalnej legendy) popelnil ogromny blad, nie wypedzajac rowniez pajakow. Niedosc ze potrafia byc tutaj sporych rozmiarow, to jeszcze niektore sa podobno jadowite. Maciezynstwo sprawilo ze zaszla we mnie zmiana. Nadal kwicze, ale juz nie uciekam tylko rozdeptuje plugastwo - z gory przepraszam fanow ekologii i obroncow praw zwierzat - to taki "animal instinct".  Raz gdy widzialam ze jeden biegnie w kierunku Mili, to go nawet rozdeptalam gola noga - stalam poniej z prysznicem skierowanym na ta noge przez 45 minut, ale czulam sie jak zwyciezca ;)
Mila sie ich nie boi - nie wdala sie w mame - tylko wola "zabic pajaka" :p

Okolo 3 tygodni temu mielismy gosci z Polski - moja "Hobbicia Siostre" i jej narzeczonego. Oni siedzieli na jednej sofie, ja z Chrisem na drugiej. Nagle wzrok moj padl na jego ramie i na przemykajace po nim 8 nog. Najpierw sie przerazilam, a pozniej pomyslalam ze ocale meza i zabilam bestie gola reka. Dosyc mocno.
- Zabilam na Tobie pajaka!
- Po co?! - zapytal oburzony malzonek - Jakby mnie ugryzl, to bylbym jak Spiderman!
Tiaaaaa...

środa, 11 kwietnia 2012

A moze by tak drugie?

Wlasnie skojarzylam, ze mijaja dokladnie 4 lata, odkad maz wyszedl z inicjatywa pt. Zrobmy sobie dziecko! Pomysl byl jego ale moj zegar biologiczny tez o tym dosyc czesto przypominal. Wiec sie zgodzilam. Pomimo ze mialam 24 lata i znalam meza od 5 miesiecy :D Gdyby teraz ktos mi powiedzial, ze stara sie ze swoim chlopakiem o dziecko, po 5 miesiacach znajomosci, to bym sie popukala w czolo i kazala sie leczyc. Chociaz my bylismy w troche innej sytuacji. Meza czekala operacja, po ktorej nie wiadomobylo czy nam sie to uda. Myslalam sobie roiwniez, ze tak naprawde, nawet jesli nam sie nie uda pozostac w zwiazku, to z jednym dzieckiem dam sobie rade w zyciu. A poza tym, tak naprawde, czulam ze to "ten jedyny" :D. No wiec zaczelismy sie starac, a ja tak sobie planowalam, ze jak nam sie teraz uda, to przed moja 30 moze jeszcze bysmy sobie drugie machneli? Bo tak sobie wtedy myslalam, ze wszystkie dzieci najlepiej do 30 "zalatwic". I co bylo dalej? Prawie 1.5 roku nieudanych prob, po ktorych w koncu, niedlugo przed moimi 27 urodzinami, zajwila sie Mila :) 
W tym roku, bede miala 29 urodziny, wg obliczen na poziomie pierwszej klasy szkoly podstawowej, za rok - 30. O drugim dziecku nie ma mowy, pomimo ze wszyscy pytaja nas (glownie mnie) "to kiedy nastepne"? Dlaczego? Po pierwsze, Mila wazyla 4640 w momencie gdy przyszla na swiat. Mozliwe, ze moja blizna po cesarce by nie zniosla nastepnej takiej ciazy. Lekarze zalecili minimum 3 lata przerwy. A zreszta nawet gdyby nie zalecili, to nie wyobrazam sobie bycia teraz w ciazy. Mila jest kochana a mam wrazenie ze nie mam wystarczajaco czasu, nawet dla niej. Jak bym go mogla jeszcze dzielic miedzy nia a drugie dziecko? Poza tym, pracujemy wlasnie nad odbudowa oszczednosci, ktore urlop maciezynski, zakup domu i nasze wesele mocno nadszarpnely. Nie sadze, zebysmy podolali finansowo przy dwojce. I wreszcie czas, ktory spedzam z malzonkiem. Widzimy sie raptem 5 godzin w piatek, ok 12 w sobote i 3 w niedziele. Z utesknieniem spogladam w przyszlosc, kiedy to Mila pojdzie do przedszkola (za niecale 1.5 roku), a maz bedzie mogl wrocic na wczesniejsza zmiane. I wreszcie bedziemy mogli spedzic wiecej czasu razem, jak rodzina. Na koniec jest jeszcze jeden powod - nieco paranormalny ;) Gdy bylam u wrozki, kilka lat temu, powiedziala mi ze bede miala za drugim razem blizniaki. Nie wyobrazam sobie siebie z 3 dzieci, a zaskakujaco wiele z przepowiedni tej wrozki sie sprawdzilo ;)

czwartek, 5 kwietnia 2012

Klucze

Nie jestem jedna z tych osob, ktore sa oswojone z dziecmi. Dopoki nie mialam swojego wlasnego, nigdy nie trzymalam dziecka, nie karmilam, nie zmienialam pieluch. Zadnych mlodszych kuzynow, bratankow, siostrzencow. Nie obserwowalam jak rosna, jak sie rozwijaja. Dlatego kazda nowa rzecz, ktora zrobi Mila, jest dla mnie wspaniala, cudowna, niesamowita - chociaz pewnie inni rodzice mysla sobie: tez cos! Moje dziecko juz dawno jest na tym etapie...

Wczoraj byla u mnie kolezanka. Weszla, odlozyla swoj klucz na szafce na buty. Posiedziala i juz byla na zewnatrz. Gdy nagle Mila pobiegla za nia wolajac:
- Ciocia klucze!
W raczce trzymala klucz kolezanki. Popatrzylysmy na siebie zdziwione, zaskoczone. Skad moje dziecko wiedzialo, ze to klucz kolezanki? Ze nie nasz? Ze jak wychodzi, a klucz jest dalej tutaj, to znaczy ze go zapomniala? Ze trzeba oddac go cioci?

Wiem ze to pewnie nic wielkiego, ale kurde, to takie fajne bylo :)

wtorek, 3 kwietnia 2012

Urodzionowo

Urodziny Mili zblizaja sie wielkimi krokami. Maj juz calkiem blisko. Troche w tym roku chyba dalismy ciala. Nie zarezerwowalismy sali w resteuracji, nie umowilismy magika. Nawet nie wynajelismy bouncing castle - dmuchanego zamku, ktory jest tutaj wymaganym minimum na przyjeciach dla dzieci. Tortu tez nie bedziemy zamawiac - zreszta to ta czesc dzieciowej imprezy, ktorej przygotowania nie moglabym sobie odmowic ;) Uwielbiam piec, a juz zwlaszcza dla dzieci, gdzie mozna puscic wodze fantazji :D W kazdym razie, doszlismy do wniosku, ze po pierwsze mala i tak nic z tego nie zapamieta, po drugie nie nalezymy do tych ludzi, ktorzy zaprasza jak najwiecej ludzi na impreze urodzinowa dziecka tylko ze wzgledu na pieniadze/prezenty. Najblizsza rodzina, najblizsi znajomi. Bez szalenstw, ale za to w milym gronie :)
A oto co planuje upiec: Teczowy tort

wtorek, 27 marca 2012

Nocne Polakow rozmowy.

To byla jedna z tych nocy... bezsennych. Poprzedzona obfita zmiana pieluch i odparzonym zadkiem Mili, bo znow dopadla ja biegunka. Chcac jej troche pomoc, dalam jej super gorzkiej czekolady, jednej z tych 80%. Na Mile zadzialala jak kawa - z opoznionym zaplonem. Niby spac poszla normalnie, ale zaraz po drugiej w nocy z jej pokoju dobiegly okrzyki nawolujace nas na zmiane. Tatus probowal zatkac ja smoczkiem, niestety - bezskutecznie. Poniewaz z jej sypialni dobiegaly glosne okrzyki "Kuuuuupaaaaaa!" Znaczylo to ze mlodziez domaga sie uwagi. Wiec postanowilam wkroczyc do akcji.
- Bedzie Jarmies?* - powitala mnie ucieszona corcia.
- Nie bedzie, Jarmies spia. Ty tez idz spac.
- Bedzie Pingu?* - niepoddawala sie.
- Nie bedzie, Pingu tez spi.
- Chodz na dol, malu malu! - zaproponowala Mila, sadzac chyba ze w srodku nocy moge miec wiecej natchnienia do malowania zab - jej ulubionego motywu.
- Nie kochanie - ukrocilam jej zapedy artystyczne.
- Pic i mniam mniam! Zarzadala na koniec moja pierworodna. Pomyslalam ze moze rzeczywiscie jest glodna po takiej biegunce, ze moze jej doskwiera pusty zoladek. Poszlam na dol, przynioslam chleb i wode.
Jedyna osoba ktora "jadla" byla jej zaba przytulanka. 
Skonczylo sie na tym ze dalam jej do lozka lalke i misia, wylaczylam swiatlo w pokoju a zapalilam na korytarzu. Za dwie godziny wstalam zgasic swiatlo i przykryc spiaca Mile.  

*Jarmies i Pingu - kreskowki na Polsat Jim Jam.

poniedziałek, 19 marca 2012

Witam ponownie :) Z nowej pracy. Pisalam jakis czas temu, o mozliwosci awansu, ktora przedemna stanela. Zastanawialam sie rowniez, czy z niej skorzystac, poniewaz martwilam sie jak bedzie wygladalo nasze zycie codzienne, jesli ta oferte przyjme. Nie mniej, po przemysleniu za i przeciw, postanowilam ja przyjac. Jak nam to poki co wychodzi? Nie jest tak tragicznie. Czesto podziwiam instynkt mojej corki. Dopoki pracowalam blisko domu, zwykle kladlam Mile na drzemke po powrocie do domu. W tym czasie ja gotowalam obiad, nastawialam pranie/rozwieszalam pranie, nastawialam zmywarke. Ogladalam gotowe na wszystko, aerobikowalam sie. Po uplywie dwoch godzin Mila wstawala i bawilysmy sie razem. W momencie gdy przyjelam ta prace, pomimo ze w jej rozkladzie dnia tak naprawde nic sie nie zmienilo, ona zaczela sypiac u niani godzine w ciagu dnia. Tak sie sklada, ze zamierzalam nawet poprosic jej nianie o to, zeby probowala ja klasc w ciagu dnia, nie mniej nie sadzilam ze sie nam to uda. A tu prosze, jak swietnie wyczula :) Gdy do domu odwozi ja babcia, bawimy sie do godziny 21.30, gdy ja ide po nia na piechote, mamy mily godzinny spacerek do domu i tez sie bawimy - tylko ze po spacerku :D Gdy juz spi, gotuje obiad na nastepny dzien, sprzatam itd. W gruncie rzeczy niewiele sie zmienilo. Chyba tylko to, ze mniej czasu mozemy spedzac z mezem, bo gdy pracowalismy w jednym miejscu, to przynajmniej mloglismy zjesc obiad razem, a teraz nawet te 20 minut nam odpadlo :( Ale pocieszam sie, ze gdy juz mnie wytrenuja, to pozwola mi moze wrocic do dawnej placowki :)

piątek, 2 marca 2012

No Niech... ;)

Z irlandzka Babcia Mili relacje ukladaja nam sie roznie. Byly chwile, kiedy mialam ochote spluknac telefon w sedesie gdy widzialam ze dzwoni, ale byly tez momenty gdy bylo milo. Jak to w rodzinie;) Chwilowo sytuacja sie troche poprawila, ale pewne rzeczy pozostaja bez zmian. Np. to, ze Babcia kupuje ubranka Mili - co jest super bo ubranka sa naprawde ladne i modne, z tym ze ona oczekuje ze w zwiazku z tym my bedziemy Mile codziennie ubierali inaczej, a malo tego tylko w te ubranka od niej. Kazdy prezent przychodzi z rachunkiem dopisanym malym druczkiem. Poniewaz Tatus Mili pojechal z kolegami do Nothingham na jakies targi ksiazki, tak sie zlozylo ze ja dzisiaj szykowalam ja do wyjscia. Wstalysmy rano zeby wyslac ja do Babci zanim pojdzie do Niani. Ubieram Mile rozmawiamy i mowie:
- A teraz zalozymy bluzeczke od Babci i sweterek od Babci. Po co Babcie denerwowac, niech sie Babcia cieszy.
- Tak, niech sie Baba cieszy... - zgodzila sie Mila.

czwartek, 23 lutego 2012

Plackowy Wtorek

Lokalna odpowiedzia na polski Tlusty czwartek jest Pancake Tuesday. I poniewaz tak sie zlozylo, ze w tym roku mialam za malo oleju (i finansow zeby go dokupic) nie obdarowalam rodziny i przyjaciol domowymi paczkami - pomimo ze wielu z nich sie o nie dopytywalo :( Co przyrzadzilam zamiat? Nalesniki z bananami a wlasciwie Pancake'i, czyli cos bardziej jak nasze placki. Uwielbiamy je. Tzn ja i maz, poniewaz Mila musi byc w nastroju, bo generalnie nie lubi slodkich potraw - na pewno nie ma tego po mamusi ;) Tym razem byla :)
Nie pamietam skad wzielam na nie przepis, a robie je od kilku lat.
- szklanka maki (przesianej)
- lyzeczka proszku do pieczenia
- szklanka jogurtu (zwykle uzywamy bananowego, wtedy nalesniki sa ekstremalnie bananowe :D, ale moze byc zwykly, albo kefir czy maslanka)
- 3 lyzki cukru
- jajko
- 2 lyzki masla - roztopionego
- 2 lyzki miodu
- duzy banan pokrojony wg. uznania - u nas zawsze w kosteczke bo wtedy fajnie sie rozprowadza po wszystkich plackach :)
Patelnie najlepiej teflonowa, jedna z tych nieprzywieralnych, stawiamy na kuchni i czekamy az sie rozgrzeje, a nastepnie obnizamy temerature na pol gwizdka. W miedzyczasie mieszamy energicznie wszystkie skladniki i wylewamy na goraca patelnie lyzka - w zaleznosci od upodobania. Gdy ciasto zetnie sie i na gorze nie widac maciapaji, odwracamy na druga strone :)
Podajemy polane miodem. Albo z bita smietana. Albo z kulka lodow - to zalezy juz tylko od Was :D


Smacznego :)

poniedziałek, 20 lutego 2012

Nie mowie tego czesto...

Nie mowie tego czesto, ale jestem bardzo dumna z mojego meza. Tak sie nieszczesliwie zlozylo, ze jeden z jego przyjaciol zachorowal. Na raka. Chorobsko dopadlo go nagle i po raz drugi, gdy juz wydawalo sie mial spokoj. Wiec wszyscy zaczeli myslec, w jaki sposob mozna pomoc Joe. Jak to w takich sytuacjach bywa, najbardziej potrzebne sa pieniadze. Nie mamy wiele, ale kazdy chcial dac cos od siebie. Ja urzadzilam w pracy wyprzedaz wypiekow - zakonczona calkiem satysfakcjonujaca suma. Ale nie o mnie i o moich wypiekach mial byc ten wpis. Tylko o moim mezu, ktory tez chcial dolozyc swoja cegielke. I coz takiego zrobil? Otoz obcial wlosy. Wielkie rzeczy (moze ktos pomyslec), niektorzy obcinaja je raz w tygodniu. Z tym ze moj maz, mial wspaniale, dlugie, rude loki, ktore obcial na dlugosc 3mm. Obcial je w zamian za sponsoring. Chodzil po ludziach i obiecywal, ze jesli go zasponsoruja, to on sie ogoli. I jak obiecal, tak zrobil. Zebral calkiem ladna kwote, ktora przekazal na fundusz kolegi, a wlosy zapakowal i wyslal do organizacji Little Princess Trust, ktora pomaga dzieciom po utracie wlosow. Dzisiaj dostal list z podziekowaniami. 
A ja jestem z niego bardzo dumna. 

środa, 15 lutego 2012

Chusteczki Huggies Baby Wipes

Naleze do tych mam, ktore sa wierne dobrym, sprawdzonym markom i o ile nie dostane darmowej probki, to nie lubie testowac na wlasnym dziecku nowych produktow. Juz kilka razy sie przejechalam, np. na pieluszkach Huggies, ktore kupilam "z braku laku". I zamiast wyciagnac konsekwencje z tego ze Huggies jest zawsze "be" (Mila miala kilka pieluch tej firmy na zadku, i wszystkie byly kiepskie) kupilam cale ogromne pudlo chusteczek nawilzonych Huggies Baby Wipes. Dlaczego? Bo nie bylo Johnson&Johnson, ktorych zawsze uzywamy. Poza tym, byly w promocji. Wiec pomyslelismy, czemu nie? Teraz juz znam odpowiedz na pytanie: czemu nie. Mowiac delikatnie, najgorsze badziewie chusteczkowe, z jakim pupa Mili miala do czynienia. Ja juz pomine fakt ze zapach mi sie nie podoba - wiadomo, to akurat to kwestia gustu. Gorzej ze w momencie, gdy probuje je wyjac z opakowania, zawsze kawalek pozostaje mi w reku. Przez pierwsze 3 chusteczki wyskubalam dziure, probujac je wyjac. W tym czasie dziecko lezalo z golym tylkiem i w miare cierpliwie czekalo, ale czesto jej sie to nie zdarza. Gdy juz udalo mi sie je wyjac, poszlo niby troche lepiej. Niby. Sa grube, przez co opakowanie szybko sie konczy, a do zmiany pieluszki z wieksza zawartoscia potrzeba ok. 5-6 chusteczek. Powiedzmy ze bylabym sklonna sie przemeczyc i przeskubac przez reszte opakowan - bylo ich w zestawie chyba ze 12, gdyby nie odkrycie z dnia nastepnego. Otoz gdy na drugi dzien otworzylam pieluszke o poranku, z przerazeniem odkrylam ze obszary, z ktorymi chusteczki mialy stycznosc, pokryte sa wysypka, skladajaca sie z pecherzykow. Wygladalo to koszmarnie i bylo bolesne. Mialam nadzieje, ze moze chociaz uzyje tychze chusteczek do zmywania makijazu, ale mnie tez cos po nich zsypalo. Dlatego chusteczkom Huggies Baby Wipes mowimy stanowcze nie, a pozostale 11 opakowan oddam w dobre rece, jesli ktos ich uzywa i jest zadowolony.
Wiem ze sa dostepne rowniez w Polsce, wiec zapodaje zdjecie: Ku przestrodze.

wtorek, 14 lutego 2012

Oswajanie Smutku

Dawno, dawno temu, gdy jeszcze studiowalam pedagogike, zapisalam sie na zajecie pt. Ksiazka i dziecko. Zapisalam sie na nie ze wzgledu na to, ze byly punktowane a przy okazji mialam na nie przeczytana wiekszosc wymaganych lektur - czyli ksiazek dla dzieci :)
Pani Profesor zawsze zwracala nasza uwage na Basnie Andersena, na smutne wierszyki, na historie bez "happy endu" i powtarzala nam do znudzenia, ze musimy je czytac naszym dzieciom. Ze w swiecie disneyowskiej rozowo-zlotej tandety, musimy pokazywac za wczasu  przyszlym pokoleniom, ze w zyciu nie zawsze jest dobrze. I wlasnie na ten temat mialysmy dosyc rozbudowana sprzeczke z kolezanka. Napisalam dla Mili piosenke o Tulipanie. Tekst zamieszczam ponizej, zeby nie tracic watku. Piosenka nie konczy sie szczesliwie. Tymczasem kolezanka wyszla z zalozenia, ze skoro to piosenka dla dziecka, to musi konczyc sie dobrze. No ale wlasnie, co jest dobrego w tym ze wszystko skonczy sie dobrze? Czy dobre zakonczenie jest tym jedynym wlasciwym dla dziecka? Podobna sprzeczke mialysmy po obejrzeniu filmu "Jak wytrenowac smoka". Ja uwazalam ze zakonczenie jest super, ona byla zbulwersowana, ze takie rzeczy sie pokazuje dzieciom. Ja uwazalam ze zakonczenie jest piekne i posiada wiele wartosci edukacyjnych, ona ze jest pesymistyczne i zle.
Wydaje mi sie (i jest to tylko i wylacznie moja opinia) ze od malego musimy dzieci zapoznawac z roznymi tekstami, historiami, filmami. Po co? Przede wszystkim, zeby dziecko uwrazliwic na los innych. Po co jeszcze? Po to, zeby jesli kiedys cos pojdzie nie tak, dziecko bylo na to "nie tak" przygotowane. Wiem ze wielu rodzicow uwaza ze dziecko ma jeszcze duzo czasu, zeby sie uodpornic czy uwrazliwic, ze nie mozemy dziecku zatruwac dziecinstwa pesymistycznymi historiami. Powiem szczerze ze ja sama nie jestem w stanie np. przeczytac bajki o Dziewczynce z zapalkami, a nawet przy brzydkim kaczatku regularnie wycieram lze jedna i druga. Licze na to ze albo sie przelamie, albo poprosze Tate Mili, zeby mnie uwolnil od tego przykrego obowiazku.

A oto piosenka o Tulipanie:

Zginal odszedl Pan Tulipan,
Pani swojej juz nie tuli.
Skradli go wraz z glowa zlota,
Wszyscy wkolo jej wspolczuli.

Pan Tulipan, Tulipan Tulipan
Pan Tulipan, Tulipan Tulipan
Pan Tulipan, Tulipan Tulipan
Pan Tulipan, Tulipan Tulipan

Placze Pani Tulipani,
Wiatr jej szarpie watle platki.
Prosze mnie zerwijcie takze
I zabierzcie z tej rabatki

Pan Tulipan, Tulipan Tulipan...

Z nim zestarzec sie w wazonie,
Wraz z nim uschnac chce w bukiecie.
Wyciagnijcie swoje dlonie,
Czemu zerwac mnie nie chcecie?

Pan Tulipan, Tulipan Tulipan...

Wypatruje ogrodnika
Moze przyjdzie z sekatorem.
Moze jej ukroci meki,
Moze jeszcze dzis wieczorem.

poniedziałek, 13 lutego 2012

I zabolalo...

Wrocilysmy wlasnie z Mila od znajomych. Mila poszla spac, a ja czym predzej pedze by postowac. Nawet nie wiem od czego tak naprawde zaczac.  Poszlysmy sie bawic do znajomych. Mila byla troche oniesmielona, bo to jednak nowe miejsce, a poza tym to akurat przypadala pora jej drzemki. Ale zachecona przez ogol, zajela sie zabawkami coreczki kolezanki, 4 miesiace starszej - ale nie to ze wiekszej, zeby nie bylo ze znecanie sie nad slabszym czy cos ;) I powiem wprost, nie wiem co zaszlo dokladnie, bo przerabialysmy angielski z kolezanka. Ale byla jakas przepychanka o zabawke. Bardzo mozliwe, ze zaczela coreczka kolezanki, ale ja nie widzialam i warknelam na Mile zeby oddala kolezance zabawke, zeby sie dzielila. W kazdym razie Wiktoria (chyba) pchnela Mile i zabrala jej zabawke. I to co zobaczylam, zlamalo mi serce. Poprostu. Moje dziecko nagle stanelo, zrobilo sie przerazliwie smutne i zagubione. I zaczelo plakac. Nigdy w zyciu nie bylam w takiej sytuacji. Ze ktos tak nieznacznie - ale jednak skrzywdzil moje dziecko, cos mu zabral, doprowadzil je do lez. Oczywiscie zarowno kolezanka, jak i jej maz zachowali sie super. Naprawde staneli na wysokosci zadania. Zwrocili coreczce uwage, ja utulilam Mile i kryzys zostal zazegnany, ale to mnie tak zabolalo, ze malo sama sie nie poplakalam. Ten bol na twarzy mojego dziecka, ten smutek. Autentycznie poczulam szarpniecie za serce. I nie chodzi o to, ze ja na wszystko Mili pozwalam. Absolutnie. Karce ja, gdy na to zasluzy; wie ze placzem niczego na mnie nie wymusi - a wiem kiedy udaje. I wiem ze tym razem nie udawala. Oczywiscie to nie jest jakis ogromny problem. Bardzo lubimy Wikusie i bardzo lubimy jej rodzicow.  Liczymy ze takie zabawowe spotkania beda odbywaly sie czesciej. To raczej dla mnie jako matki, bylo to nowe doswiadczenie, ktore uswiadomilo mi jak wiele musze sie jeszcze nauczyc i przez ile przejsc. Jako matka.  

piątek, 10 lutego 2012

Nursery rhymes / Wierszyki dla malych dzieci

Na dlugo, zanim sie tutaj zjawilam i na dlugo zanim zostalam mama fascynowaly mnie Nursery rhymes. To wlasnie takie krotkie wierszyki dla malych dzieci. Wydaje mi sie ze wywodza sie ze Stanow Zjednoczonych, ale nie jestem pewna i musialabym doczytac ;) W momencie gdy kupilam pierwsza ksiazke na ten temat moj angielski kulal, znacznie bardziej niz teraz, ale nie mniej bardzo podobaly mi sie te krotkie, proste formy - czytane badz spiewane. Czytywalam je pasjami i sluchalam w Internecie - powiedzialabym sciagalam ale teraz to niebezpieczne slowo - wiec nie powiem :p. W kazdym razie uwielbialam je, a teraz staly sie hmmm problematyczne. Dlaczego? Juz wyjasniam: Moje dziecko spedza ok. 5 godzin dziennie u niani, anglojezycznej. Dosyc czesto widuje sie z babcia, dziadkiem i innymi czlonkami rodziny ze strony meza, ktorzy faszeruja ja nursery rhymesami. No i moje dziecko, ktore bardzo lubi spiewac, tanczyc i recytowac (buzia sie jej prawie nie zamyka) sypie tymi tekstami na prawo i lewo. Juz slysze oburzone glosy, jak to sypie? Toz 21 miesiecy ma dopiero. A ona sypie na tyle, na ile pozwalaja jej te 21 miesieczne mozliwosci. Wiadomo, nie jest to plynna angielszczyzna, ale mozna bez problemu rozpoznac, ze wlasnie produkuje sie z Twinkle, twinkle little star, z Baa Baa blacksheep, Wheels on the bus go round and round i w 1000000 innych wierszykow. A jak sobie jakis upatrzy to nie ma przepros. Meczy go caly dzien. No i co ja moge zrobic? Polskie Na straganie w dzien targowy jest jeszcze dla niej zbyt zaawansowane. Poza tym przerywac jej i zmieniac na cos calkiem innego, tez pewnie nie mialo by sensu, zwlaszcza jak sie na czyms zafiksuje. W zwiazku z tym opracowalam inna metode, a mianowicie tlumacze te wierszyki - starajac sie zachowac ten sam rytm, te same gesty do pokazywania, ta sama tresc, zeby nie bylo ze wierszyk jest o swinkach w oryginale, a ja go tlumacze na kwiatki. Musze przyznac ze dziala :D Jak dziala? Tak ze Mila probuje (przynajmniej) spiewac je i po polsku, co napawa mnie ogromna duma. Oto kilka przykladow:

Round and round the garden 
Like a teddy bear.                 
One step, two step,
Tickle you under there
Wkolo do ogrodka  
(wodzimy palcem wskazujacym po dloni dziecka)
Misio skrada sie
(jak wyzej)
Tu kroczek, tam kroczek
(idziemy w gore reki udajac nogi wskazujacym i srodkowym palcem)
I polaskocze Cie
(laskoczemy pod pachami)
 
Twinkle, twinkle, little star,                 
How I wonder what you are.                  
Up above the world so high,                  
Like a diamond in the sky.                    
 
Blysnij, blysnij gwiazdko nam
Czymze jestes nie wiem sam
W gorze, w gorze w niebie gdzies
Niczym diament swiecisz sie

This little piggy went to market. 
This little piggy stayed home.
This little piggy shared a roast beef, 
This little piggy shared none.
And this little piggy went wee wee wee all the way home             

Ta mala swinka poszla na rynek
Ta mala swinka zostala w domu
Ta mala swinka miesko dzielila
A ta nie dala nikomu
A ta mala swinka pobiegla kwi kwi kwi kwi cala droge do domu 

W tej wyliczance ciagamy dziecko za paluszki u stop, a gdy dochodzi do ostatniego fragmentu a ta mala swinka zwykle przedluzamy jak tylko mozemy dodajac np. ta mala swinka, swinusia, swiniatko, prosiaczek, wieprzowinka itp. i na kwi kwi kwi cala droge do domu laskoczemy dziecko wzdluz nogi - wtedy zwykle dziecko tez kwiczy - z zachwytu :D


I na koniec, ulubiona piosenka Mili:

The wheels on the bus go round and round,                
round and round, round and round.                                                      
The wheels on the bus go round and round,
all day long                           
                                                                                      
Kola autobusu kreca sie           (dziecko robi mlynek rekami)
kreca sie, kreca sie
Kola autobusu kreca sie
Caly dzien        (dziecko rozklada rece) 

The wipers on the bus go Swish, swish, swish;                                    
Swish, swish, swish, Swish, swish, swish.    
The wipers on the bus go Swish, swish, swish,   
all day long      
                                                                                                          
Wycieraczki robia szur szur szur    (dziecko wykonuje ruch wahadlowy rekami)
szur szur szur, szur szur szur
Wycieraczki robia szur szur szur
Caly dzien     (dziecko rozklada rece))

The driver on the bus goes Beep, beep, beep;
Beep,beep,beep; Beep, beep, beep. 
The driver on the bus goes Beep, beep, beep,                  
all day long  

Pan kierowca robi pip pip pip (dziecko uderza w blat stolu)
pip pip pip, pip pip pip
Pan kierowca robi pip pip pip
Caly dzien        (dziecko rozklada rece)

Oczywiscie i zwrotek jest wiecej i piosenek jest wiecej, to co zamiescilam to tylko najpopularniejsze przyklady, ale z checia sie podziele reszta przy innej okazji :)

środa, 8 lutego 2012

Tak latwo zapomniec...

Jestem matka zakochana w swoim dziecku. Jak wiekszosc przedstawicielek tego gatunku, uwazam ze moje dziecko jest najladniejsze, najmadrzejsze i wogole najwspanialsze na swiecie. I czasem sie zapominam. Zapominam jak sie czulam, gdy sie staralismy o Mile. Gdy inne kobiety byly w ciazy, albo mialy malutkie dzieci a ja bylam sama i sadzilam ze "nigdy nigdy na mnie nie poleci, bo jestem tlusta i obrzydliwa". Gdy balismy sie z mezem ze nigdy nie bedziemy rodzicami (mial paskudna operacje, po ktorej istnialo takie ryzyko). I czasem sie rozgaduje, co nowego zrobila moja wspaniala coreczka, a pozniej sobie przypominam kto siedzi naprzeciw mnie. Ze jest to np. kolezanka stanu wolnego, ktora mowi ze nie zamierza sie nigdy wiazac bo to smierc dla duszy kobiety, czy para ktora jest razem od wielu lat a nie maja dzieci. I widze ich usmiechy, wygladajace na szczere i zainteresowanie. Ale ja przeciez tez kiedys swietnie udawalam. Udawalam ze potrafie sie cieszyc cudzym szczesciem, ze jeszcze wcale nie myslimy o dziecku, ze wcale nie chce byc z kims w zwiazku a tak wogole to ja przeciez wcale nie lubie dzieci i jeszcze o nich nie mysle. Dlatego staram sie kontrolowac, bo moze para, ktora deklaruje ze wcale nie mysla jeszcze o dzieciach, tak naprawde sie o nie stara i to juz od dluzszego czasu, moze zdeklarowana singielka przez ktorej lozko przewija sie wiecej mezczyzn niz przez dworzec centralny, tak naprawde czuje sie w nim samotna, gdy jest puste. A moze wcale tak nie jest. Dlatego staram sie nie opowiadac non stop o tym jak wspaniale jest moje dziecko i jak bardzo je kocham. Pomimo ze kocham je bardzo, bardzo mocno.

wtorek, 7 lutego 2012

Wodna tworczosc...

Bylo o basenie? Bylo! Ale zebysmy tak do konca sie nie wysuszyli, postanowlam zamiescic tekst piosenki, ktora sobie wraz z  Mila spiewamy. Czy wszsyscy znaja piosenke "Chachary"? No pewnie ze wszyscy. Kto nie zna - odsylam do Wujka Google ;)

W kazdym razie, aby oszczedzic Mili tekstow w stylu Jedna baba drugiej babie, postanowilam slowa nieco... zmodyfikowac :D W zwiazku z czym mamy piosenke "Szuwary" spiewana na melodie "Chachary". Wszystko jasne? To lecimy!

Szuwary

Jedna rybka drugiej rybce polamala wodne skrzypce

Ref.
A szuwary zyja (zyja!)
Wode ciagle pija (pija!)
Z gory spogladaja (daja!)
Stawik dobrze znaja (znaja!)

Kazdy krabik na spacerze mame swa za szczypce bierze
Ref.
A szuwary zyja (zyja!)...
Czy normalny wegorz dlugi codzien jesc owsianke lubi?
Ref.
A szuwary zyja (zyja!)...
W ranek jasny, w wieczor ciemny, szczupak zawsze dba o zeby

Ref.
Kazda rybka, nawet zlota wnet pobrudzi sie od blota
Ref.
Zabka czesto w wodzie plywa, ten styl zabka sie nazywa

Zwrotki wymyslamy na biezaco, te tutaj to tylko przyklad tych, ktore spiewamy najczesciej. Mili piosenka sie bardzo podoba i dospiewuje czesci w nawiasie :D

(c) Dori

poniedziałek, 6 lutego 2012

Mialo byc o basenie...

... i bedzie o basenie :) A co! Zeby nie bylo ze slowa na wiatr rzucam albo cos. Nie bylo to nasze pierwsze spotkanie z basenem. Zdarzalo sie nam juz moczyc wczesniej. Ale mlodziez nie miala wtedy rekawkow do plywania i nie chodzila sama i byla troche przerazona. A dorosli nie mieli samochodu i wystarczajaco samozaparcia zeby regularnie molestowac babcie Mili o podwiezienie na plywalnie, w zwiazku z czym rozeszlo sie po kosciach. Ale udalo nam sie zmusic, resztkami samozaparcia i poszlysmy na basen. A wlasciwie poszlismy, bo teraz Tatus Mili tez z nami chodzi. To niesamowite, jak bardzo podoba jej sie plywanie. Oczywiscie ma na sobie poki co rekawki, ale nie pozwala nam sobie pomoc. Plywa pieskiem caly czas, nawet gdy wchodzi z nami na troche do duzego basenu, w ktorym nie czuc dna i woda jest zimniejsza, to i tak jej sie bardzo podoba. Zaluje ze nie mozna robic zdjec na basenie, ale oto fotka z przebieralni: 


A teraz slow kilka o samym basenie: Musze przyznac, ze jest bardzo prorodzinny. Nigdy nie zwracalam uwagi na pewne rzeczy, dopoki nie odtyczyly mnie samej. Bardzo fajne jest to, ze oprocz normalnego duzego basenu, dostepny jest basen dla brzdacow w wieku Mili i nieco starszych. W malym baseniku jest zjezdzalnia dla maluchow na tzw. glebszym koncu, ktory ma ok. 70cm glebokosci. No a tak wogole, to nie jest taki znowu maly. Mysle ze tak ze 4x7m ma, ale zadnej konczyny za to sobie nie dam uciac. Bardzo fajnym rozwiazaniem sa rowniez przebieralnie rodzinne: pokoje z zainstalowanym prysznicem, kilkoma lawkami i stolikiem do przewijania. Minusem jest to, ze jest ich tylko dwie, ale zawsze to lepiej niz jakby zadnej nie bylo. Wchodzi sie do nich z zewnatrz i przechodzi prosto na basen. W zwiazku z tym nie trzeba sie przemykac przez damska albo meska chylkiem, obydwoje rodzicow moze wejsc, przebrac sie w spokoju i przygotowac dziecko. Minusem jest to ze jest ich tylko dwie i to ze nie ma w nich suszarki do wlosow, wiec i tak musialam Mile prowadzic do damskiej, na suszenie. Rodzice tutaj nie susza wlosow dzieci tak namietnie jak Polacy. Glowka w kaptur i do samochodu :p Ponadto, jesli jakas mama zdecyduje sie solo wybrac na basen, to dostepny jest dla niej rowniez stolik do przewijania i kojec, do ktorego mozna odlozyc dziecko w ramach przebieralni damskiej. Nie mam pojecia jak jest w meskiej, musze sie dopytac. Male dzieci wchodza za darmo. Rodzice nie, ale nie jest to duzy wydatek.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Tak sie zlozylo...

... ze znow mnie nie bylo. Dlugo. Bylam w Polsce przez tydzien, mialam sprawy do pozalatwiania. Pozniej nadrabialam zaleglosci tutaj. Lecialam tym razem sama, wiec bylam pewna, ze pod moja nieobecnosc Mila zapomni wieksza wiekszosc polskiego. A tu taka niespodzianka! Wrocilam i okazalo sie ze moje dziecko nie tylko nie zapomnialo, ale w jakis dziwny sposob zaczelo sie jezykiem polskim poslugiwac bardziej. Np. laczy teraz wyrazy, co jej sie wczesniej nie zgadzalo. Powiedziala ostatnio: Chodzmy na dol; Ida spac (ogladala bajeczke, w ktorej foki szly spac :D); Dobry ryz (jak jadla ryz); Nie spac - jak niechciala spac. Poza tym potrafi zaspiewac po kilka fraz z roznych piosenek - niestety po angielsku, ale i tak jestem pod wrazeniem, zwlaszcza ze bez problemu mozna odroznic "Jaka to melodia?". Nauczyla sie rowniez liczyc do 6 i z pomoca do 10. Rozpiera mnie duma :) Powiem szczerze ze takie jej male sukcesy sa dla mnie jeszcze bardziej mobilizujace, zeby pomoc jej wzbogacac slownictwo i zamiast sadzac ja przed telewizorem, coraz wiecej czytamy i rysujemy.

W nastepnym poscie postaram sie opisac nasza wyprawe na basen, a jest co opisywac :D

wtorek, 10 stycznia 2012

Po przerwie...

Witam po dlugiej przerwie :D Jak minely wam Swieta? Sylwester? U nas bylo bardzo cicho i spokojnie. Wigilie spedzilam sama, pozniej wpadla kolezanka. Sylwester tez przed telewizorem. Szkoda ze nie ma tutaj tradycji bardziej Sylwestrowo-imprezowych. Jest to troche paradoks, bo wszyscy imprezuja tu co sobote, a akurat w Sylwestra nic sie nie dzieje. W kazdym razie wrocilam i mam nadzieje wrocic rowniez do regularnego blogowania :)
Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!! :)