Blog Matki Polki, Matki Półpolki, Żony Irlandczyka. O różnicach kulturowych, wielokulturowości, dwujezycznosci i wielu innych mniej lub bardziej interesujacych sprawach, moich obserwacjach i przemysleniach.
poniedziałek, 8 września 2014
Edukacje w polskiej szkole uwazam niniejszym za rozpoczeta.
Jestem nadopiekuncza i jest to fakt, ktory juz dawno dopuscilam do swiadomosci.
Wydzielanie mojemu dziecku coraz to nowych ilosci swobody nie przychodzi mi latwo.
Zanim sie na cos takiego zdobede musze sprawdzic, gdzie, z kim, kiedy. W jezyku angielskim funkcjonuje urocze okreslenie "control freak", w dowolnym tlumaczeniu swir na punkcie kontrolowania - ktore do mnie bardzo pasuje. W moim przypadku powody sa oczywiscie bardziej szlachetne, chodzi mi o troske tylko i wylacznie. Zeby nie bylo.
W zwiazku z czym, pofatygowalam sie z pierworodna do polskiej szkoly w sobote, na rozpoczecie roku szkolnego (oficjalnie) podczas gdy nieoficjalnie moge przyznac ze gdybym nie pojechala i nie zobaczyla to spac bym nie mogla.
Szkola bardzo przyjemna. Pani od grupy przedszkolnej wydaje sie bardzo kompetentna. Dzieci obserwowane dyskretnie przez szybe w drzwiach - szczesliwe.
Jedyne bubu ktore psuje caly urok, to to ze dzieci dojezdzaja tam prawie godzine. Na szczescie jest autobus, ktory dowozi mlodziez. Mila - zadowolona, bawi sie z dziecmi ktore dla odmiany mowia po polsku - co jest jak dla mnie super. Wiadomo, ze to ze ja mowie po polsku nie zrobi na niej az takiego wrazenia jak to, ze moze sie bawic z dziecmi ktore mowia w tym jezyku.
Suma sumarrum - jestem na tak. Zobaczymy co bedzie pozniej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz